Zwiedzanie Zielonej Wyspy rozpocząłem od jej serca, od stolicy kraju – Dublina. Planowałem poświęcić na jej zwiedzanie 2, ewentualnie 3 dni. Po jednym uznałem, że już i tak zbyt wiele czasu na jej łonie obcowałem. Nie przerażał mnie wszechobecny smród i chaos, albowiem niejednokrotnie większych doświadczyłem. Nie przerażał skomercjalizowany, zamerykanizowany styl życia ludzi, świat pełen bilbordów, mas w każdym kierunku przemierzających, wszak obecnie trudno spotkać miejsca stroniące od materialnego oblicza dzisiejszych czasów. Ale niesamowicie targał mną brak charakteru tego miasta. Stało się ono dla mnie synonimem nijakości. Być może zwrotem tym narażę się licznej Polonii tu zamieszkującej, ale takie mam właśnie odczucia. W żaden sposób nie może się Dublin równać, choćby z bliskim mu kulturowo, częściowo też i architektonicznie, Edynburgiem. Klimat miasta tworzą ludzie, tworzy historia, świat mitów i legend. Tutejszy klimat miasta mnie nie poruszył, nie pociągnął ku wyniosłym uniesieniom, nie pozwolił uciec marzeniom w krainę rozkoszy. Rozsławiona dzielnica Temple Bar w żaden sposób nie zasługuje na swą powieść i nie zmieniły mego przekonania nawet kolejno spijane pinty sławetnego Guiness'a. Podobnie rzecz ma się z bezpłciową Grafton Street, czy też zakorkowaną O'Connell Street. Chyba nie dziwi, że najlepiej moje rozczarowaniem miastem ukoiła przyroda, obecna w parku St. Stephen' Green, który nota bene również na kolana nie powala.
Stąd szersze opisywanie atrakcji miasta, które beznamiętnie odwiedzałem, mija się z celem. Niepochlebne wyrażanie się o czyimś ogródku grozi odrzuceniem przysłowiowego kamyka, a w najgorszym nawet i ukamienowaniem.
Serce Irlandii nijak nie chciało w sercu moim zagościć. Stąd skracając czas pobytu w Dublinie, uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie niezwłoczne skierowanie się ku kwintesencji tego kraju, ku zielonemu jego wnętrzu, ku górnolotnie brzmiącej wiejskości Eire. I była to decyzja najlepsza z możliwych. Po wypożyczeniu samochodu na irlandzkim lotnisku wyruszamy ku prawdziwej, swojskiej, zielonej Irlandii...