Wybieramy okrężną drogę, by dostać się do miasteczka Oban, chcąc niezwykle krętą i wąską, nadbrzeżną drogą, przemierzyć tereny historycznego królewstwa Dalriady. Mijamy jeden z najważniejszych celtyckich zabytków – dostojne ruiny Dunadd Fort.
Po dotarciu do Oban, o którym nieprzypadkowo zwykło mówić się – brama do Highlands, pierwsze kroki kierujemy do restauracji, głód po wielogodzinnej włóczędze dał znać o sobie. Pracującym tam Polakom podświadomie zazdroszczę możliwości zamieszkiwania tak niesamowicie pięknego miejsca. Ten największy zachodnio-szkocki porcik, swym niezwykłym urokiem już od czasów wiktoriańskich zwykł przyciągać na swe łono całą rzeszę turystów. Sama królowa Wiktoria okresliła tą miejscowość jako “jedną z najpiękniejszych w jakich kiedykolwiek mieliśmy okazję być”. Oban, dzięki niezliczonej ilości połączeń promowych, stwarza możliwość “poskakania” po pobliskich wyspach – Mull, Kerrera, Lismore, Coll i wielu, wielu innych. Największą atrakcją miasteczka jest górująca nad nim, przypominajaca nie tylko w zamierzeniach jej fundatora, Johna Stuarta Mc Caig'a, rzymskie Koloseum, wieża Mc Caig's Tower. Panorama miasta i całej zatoki wprost skłania do rozmarzenia się. Dodatkowym impulsem ku temu są promyki słoneczne, przeciskające się misternie przez łuki konstrukcji i okraszające słoneczną poświatą tutejsze niesamowite okazy flory.
Stąd kierujemy się ku kolejnej pobliskiej atrakcji, ruinom zamku Dunollie Castle. Przechadzając się nadmorskim wybrzeżem dostajemy aż skrętoskłonu od nadmiaru odchylania głowy a to w jedną, a to w drugą stronę. Strategicznie położony na znacznym wzniesieniu Dunollie Castle został zbudowany w początkach XIII wieku przez klan Mac Dougall's. Obecnie w jako takim stanie zachowała się jedynie jedna z wież, której uroku dodaje bujnie obrastająca ją zielona roślinność. Nie trzeba nadmieniać, że widok roztaczający się z zamkowego wzgórza na pobliskie wybrzeże, wraz z grupą najbliższych wysp, jest wielce inspirujący.
Powoli nadchodzący zmrok zmusza nas skierować nasz czterokołowy pojazd w kierunku noclegowni starszego miłego Państwa. Po drodze do zobaczenia mamy jeszcze jeden zamek. Jakże miłą w skutki, jak się wkrótce okazało, jest pomyłka nawigacyjna pilota wyprawy (czytaj mnie :)). Niezamierzenie docieramy, o zachodzie słońca, nad piękną, wtuloną w objęcia urokliwych wydm, piaszczystą plażę Ganavan Sands. Kolejny już dzień jest nam dane być świadkami niezwykłego zachodu słońca. Jako, że jest on zwiastunem nadchodzącej nocy, niestety nie przeciągamy czasu i mkniemy przed siebie.
Już w półmroku docieramy pod kolejny, który to już na naszej drodze, zamek – Dunnstafnage Castle. To tutaj w dawnych czasach przechowywano ponoć słynny “kamień przeznaczenia” nim Edward I zawłaszczył go, umieszczając w Opactwie Westminster. Na bramie widnieje tabliczka informująca, że zamek jest zamknięty. Nie dajemy jednak za wygraną i ścieżką przez las, a następnie wokół nadmorskiego wybrzeża docieramy pod jego majestatyczne mury. O zmroku zamek nie jest w stanie skutecznie roztoczyć swojego uroku, co potwierdzają zresztą późniejsze zdjęcia. Toteż w dosyć przyśpieszonym tempie opuszczamy wokółzamkowe posiadłości. Jakież jest nasze zdziwienie, gdy okazuje się, że brama wejściowa była otwarta i wystarczyło ją pchnąć.
W końcu o dosyć późnej już porze osiągamy ostatni cel, a zarazem punkt wyjściowy, dzisiejszego dnia, guesthouse naszych przemiłych gospodarzy. Jutro opuścimy ich szykownie urządzony domek, kierując się wprost ku górzystym Highlands. Przed udaniem się do krainy snów, znajdujemy odpowiedź na nurtujące nas pytanie. Zastanawialiśmy się jak to jest, że tutejsza szkocka, jakże przyjemna w dotyku trawa, mimo nie używania kosiarek, jest tak starannie przystrzyżona. Okazuje się, że funkcjonują tutaj naturalne kosiarki, ujawniają się po zmroku, a ich liczba jest wręcz niepoliczalna. Zza okna obserwujemy harce niezliczonej rzeszy malutkich króliczków.
Przed wtuleniem się w poduszkę wspominam widoki mijającego dnia. Ich ogrom zmusza mnie do przemyśleń. Jak pojemne muszą być znajdujące się w naszych głowach szufladki odpowiadające za wspomnienia, by pomieścić ich nieograniczoną liczbę. Niewątpliwie te z dnia dzisiejszego znajdą się w najszlachetniejszej z tych szufladek, wyściełanej zapewnie atlasami i jedwabiami, o ścianach mieniących się brokatem, złotem, perłami i wszelkimi atrybutami ze szlachectwem związanymi. Aż się boję na myśl o kondycję moich szufladek, mając na względzie konieczność znalezienia miejsca na doznania i wspomnienia kolejnych dni.