Najciekawszym miejscem widzianym dzisiejszego dnia są niewątpliwie klify Dingli. Mając w pamięci maestrię przyrody, która uraczyła mnie widokiem na irlandzkie klify Moheru, ciekaw byłem jak zaprezentuja mi się ich maltańskie odpowiedniki. W drodze ku nim mijamy Verdala Palace, ni to zamek ni to prywatna rezydencja. Zbytnio jednak nie roztrząsamy jego estetycznych walorów, wybiegając myślami wprzód ku spodziewanym atrakcjom coraz bliżej położonych klifów. Wreszcie po krótkim spacerku osiagamy miejsce, z którego możemy podziwiać klify Dingli. I tutaj kompletne rozczarowanie. Widok ze szczytów klifów przysłaniają prywatne działki, uniemozliwiajac dojscie do miejsca pozwalającego oddać się kontemplacji nad ich urokiem. Zauważamy rozczarowanie w oczach wszystkich obecnych tu turystów. Będąc jednak dociekliwymi, a i żądnymi bogatszych doznań, szukamy innych miejsc, z których można z bliższa podziwiać majestat natury dystynktownie i szykowenie rzeżbiacej, jej tylko znanymi sposobami, takie piekne klifowiska. W końcu docieramy do miejsca, gdzie nasze estetyczne żadze, odnajdują zaspokojenie. podziwiamy klify z najbliższej odległości. Z miejsca, gdzie zbytnio turyści nie docierają. A, że warto, uświadamiam sobie oglądając po wielokroć zdjęcia z tego miejsca. Oj warto było trochę połazić i powęszyc, by odnaleźć takie miejsce. Królują tu tylko spokój, przerywany z rzadka podmuchami wiatru. Wiosna wydaje najpełniesze pomruki, uraczając obecnością kwitnących kwiatów czy przyjemnie pachnących bylin.
Zapewne będąc pod nieustającym wrażeniem piękna klifów Dingli podejmujemy odważną decyzję, by w ramach dosyć wydawałoby się niedalekiego spaceru udać się ku megalitycznym świątyniom Mnajdra i Hagar Qim.