Po południu, kontynuujemy włóczenie się po uliczkach miejskich. Tym razem przenosimy się do tzw. Trzech Miast. Vittoriosa, Cospicua oraz Senglea, bo owe trzy miasteczka figurują pod tym terminem są ponoć miejscem wartym odwiedzenia. Niegdyś owe miasta były pierwotną siedziba joannitów na Malcie. Niegdyś one właśnie stanowiły przedmurze obrony przed turecką nawałnicą w trakcie Wielkiego Oblężenia. Wreszcie w trakcie II wojny światowej tutaj znajdowały się doki brytyjskiej marynarki, które były celem bombardowań przez państwa osi. W ich efekcie miasta uległy znacznemu zniszczeniu. Te wszystkie i inne atrakcje postanowiliśmy zobaczyć w trakcie naszej włóczęgi po tym zakątku wyspy. Warto w końcu skierować swe kroki ku Trzem Miastom po to, by z odmiennej perspektywy rzucić okiem na nabrzeże Valetty.
Dosyć dogłębnie udało nam się spenetrować zwłaszcza Vittoriosę i Sengleę, jako jęzory najszczelniej przytulające się do morskiego brzegu. Kroczyliśmy wąskimi uliczkami, podziwiali m.in. pałac Inkwizytora, Fort St. Angelo, masę strzelistych kościołów, wreszcie przygladaliśmy się olbrzymim jachtom zacumowanym na nabrzeżu Vittoriosy. Moje obnoszenie się koszulką Milanu spotykało się z sympatycznym odzewem. Widać niektórym miejscowym serca też biją w barwach czerwono-czarnych.
Nasza kilkugodzinna wędrówka po Trzech Miasta na tyle znużyła organizmy, że bez zbytniego przeciągania udaliśmy się wprost ku naszej noclegowni w Qawrze.