“I nareszcie dotarłem... do położonej nad cieśniną Sund, obmywanej przez morze i strojnej w zielone wieże Kopenhagi. Od pierwszej chwili uznałem, że jest miastem najbardziej zbliżonym do ideału... Żadne inne miasto nie jest tak bezpretensjonalne i naturalne, a przez to tak przyjazne i serdeczne jak Kopenhaga”.
W taki oto sposób angielski pisarz Richard Adams (The girl in a swing) zachwalał duńską stolicę. Zresztą piewców jej urody można by wymienić jeszcze kilku. Kopenhaga bowiem przyciąga, czy to mitem osławionej syrenki z nabrzeża, kafejkami i restauracjami z Nyhavn, spacerami po dzielnicy Nyborn, kanałami Christianshavn, urokliwymi zamkami Amaliensborg, Christiansborg, czy Rosenborg, parkiem rozrywki Tivoli, wreszcie swym przyjaznym, naturalnym i otwartym na turystów obliczem. Nie dziwota więc, że miasto może ująć, sprawić że w duszy wspominającego walory duńskiej stolicy zagrają nostalgiczne tony. Nie dziwota, że w ten sposób liczba piewców uroku miasta masowo rośnie i rośnie.
Mnie jednak Kopenhaga nie ujęła. Ująć zresztą nie mogła, skoro nie dałem jej nawet szansy. Bo czy za takową uważać dwudniowe włóczenie się początkami mroźnego stycznia po jej pieleszach, gdy ciału bliżej do poszukiwania odrobiny ciepła dla zziębnietych członków, niźli duszy do rozpiewania nad estetycznymi walorami miasta. Bo czy mogło miasto ująć skoro noc spędziło się w jednym pokoju hostelowym z 21 współspaczami, budząc się w dodatku z murzyńską ręką przy twarzy (zabieg humorystyczny, nie rasistowski, choć w pełni zgodny z prawdą). Czy miasto mogło ująć, w sytuacji gdy wykraczając poza obręb turystycznej części miasta, widzi się ślady nocnych harców grup przestępczych w postaci spalonych samochodów, gdy włócząc się tu i ówdzie mija się grupy pijanej w sztok młodzieży, różne męty i wykolejeńców życiowych. Chyba ciężko w takich okolicznościach otworzyć swoje serce na duńską stolicę.
Nie zmienia to jednak faktu, że postanowiłem duńskiej stolicy dać jeszcze szanse. I mimo, że podczas mojego pobytu na duńskiej ziemi nie było mi danym z różnych powodów uskutecznić swojego postanowienia, sumiennie sobie obiecałem raz jeszcze odwiedzić duńskie serce kraju.