Ilekroć wjeżdzałem na Słowację, czy to bezpośrednio w celu wizytacji jej pięknego oblicza, czy też tylko mimochodem, tranzytem, więc i ze zrozumiałą obojętnością na jej wdzięki, tylekroć po niedługim czasie, praktycznie na rogatkach Żyliny jeszcze, mijałem piękny, wysoko osadzony nad brzegami Wagu, zamek w Strecznie. Za każdym razem, mając za cel podróży inne miejsce, rzucałem tylko tęsknym wzrokiem ku jego mgliście i górzyście (ale rym :) zarysowującym się konturom, sumiennie obiecując sobie jego odwiedziny przy kolejnej okazji. Wkrótce uzmysłowiłem sobie, że jakoś wiele takich obietnic poczyniłem. A warownia coraz bardziej zapraszała ku swym podwojom. Renowacje zamku, jakie poczynili przez ostatnie lata słowaccy konserwatorzy poczęły sprawiać, że przestał on już tylko skłaniać umysł do romantycznych rozważań, wizji na temat jego charakteru, formy, miejsca w historii. Wręcz przeciwnie, prace konserwatorskie pozwoliły na realistyczne już spojrzenie na zamek, umożliwiając umysłowi podążać przez świat historii bez obawy wdepnięcia w bruzdę wykopaną przez rozbujałą fantazję.
Efekt prac konserwatorskich jest wspaniały. Zamek odrestaurowano, do takiego stopnia, że nie sprawia wrażenia kupy kamieni bezładnie poukładanych w nieharmonijną całość. Podczas prac rekonstrukcyjnych odbudowano główną bramę, wieże główną, oba pałace - południowy i północny oraz kaplicę. Nie owe wprawiają jednak w zachwyt. Widok na położoną wprost pod zamkową skałą (103 metry poniżej), obmywającą jej strome brzegi, rzekę Wag, otoczoną dodatkowo zielonymi, masywnymi górami, sprawia, że mimo iż nogi wprost kołatają się ze strachu, to coś zewnętrznego pcha człowieka, by zostać tu dłużej i jeszcze dłużej.
Dlatego choćby dla samych widoków z zamku warto poczynić przerwę w podróży i odwiedzić ową XIV wieczną warownię.
Streczniański zamek to jedno z moich ulubionych słowackich miejsc.