Bardejov przenikał moją podróżniczą świadomość gdzieś tam od dawna. Wyczytałem gdzieś, może usłyszałem o jego walorach, zwłaszcza architektonicznych, o byciu uznanym najpiękniejszym barokowym miastem Słowacji, o jego cudownej starówce, dzielnicy żydowskiej, wreszcie o przynależności do sławetnej listy UNESCO, skupiającej same zasłużone dla ludzkości atrakcje otaczającego nas świata. Chyba od wtedy żyłem w przekonaniu, że moja stopa kiedyś tam postanie. Nie przypuszczałem wówczas, że powodem do odwiedzin tego zasłużonego miasta stanie się chęć zaspokojenia pragnień żółądkowych organizmu.
Do Bardejova dotarłem tak przy okazji. Podczas moich bieszczadzkich wojaży, pogoda na tyle skutecznie pokrzyżowała nam plany wędrówek bieszczadzkimi szczytami, że postanowiliśmy odskoczyć na Słowację. Ot, choćby by przekąsić kebaba :) A, że aż 200 kilometrów, droga upływała przyjemnie, toteż niedługo dotarliśmy w okolice Bardejova właśnie. Takiej okazji nie można było już przepuścić. Postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i trochę poszwędać się po tym mieście.
Miasto Bardejov wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, mimo że nie powala nadmiarem atrakcji i swoimi rozmiarami. Te, które jednak są, skupione w granicach miejskiej starówki, niewątpliwie muszą przypaść do gustu. Kolorowe kamieniczki rynku, gdzieniegdzie widzialne malowidła naścienne na ich elewacji, barbakan, wieże obronne, fragmenty murów (najlepiej zachowane na Słowacji z XIV-XVI w), kościół (bazylika mniejsza) pw. św. Idziego (dom sv. Egidia) z XIV w., wszystko to zsumowane wpływa na bardzo atrakcyjny turystycznie wizerunek miasta.