Rankiem kolejnego dnia wróciliśmy na lotnisko. Tylko po to, by odebrać zarezerwowany tam wcześniej samochód. W najbliższych planach mieliśmy udanie się ku górującym od południa Pirenejom. Po drodze planowałem ruszenie śladem historii Katarów na tych ziemiach, o czym zresztą napiszę w kolejnym poście. Pierwszeństwo daliśmy jednak romańskim opactwom, których mnogość znajduje się właśnie na przemierzanym przez nas terenie, stanowiąc jednocześnie jedne z najwspanialszych ich zabytków. Wspominam cudowne romańskie opactwa, które wizytowałem w trakcie mojej objazdówki po Irlandii kilka lat temu. Bardzo przypadły mi do gustu. Ich surowość formy w połaczeniu z harmonią krużganków, często militarnymi umocnieniami, tajemnicza aura, przyciągają chętnych do zapoznania się z ich historią. Niektóre z nich usytuowane zostały w na tyle trudno dostępnych miejscach, że po dziś dzień zachowały swój wyciszony charakter i klasztorną atmosferę. Większość z nich założona została przez benedyktynów, augustianów bądź cystersów. Do najsłynniejszych na ziemiach południowej Francji, prowincji Langwedocja – Rousillon, należą te z St. Martin de Canigou, Serabonne czy St. Guillem de Desert. Nam w udziale przyszło odwiedzić nieco bardziej zapomniany, mimo wszystko zachęcający do odwiedzin klasztor w miejscowości Saint Hillaire. Tamtejszy klasztor benedyktyński założono w końcu VIII w. Wokól opactwa z biegiem czasu wyrosła osada, w czasach dzisiejszych licząca ponad 700 mieszkańców. W celach obronnych, w czasach wojny stuletniej opactwo obwarowano obronnymi murami. Z ciekawostek, nadmienić trzeba, że ponoć właśnie mnisi z St. Hillaire jako pierwsi, w 1531 roku, wyprodukowali wino musujące ( Blanquette de Limoux).