Opuściliśmy Meteory, opuściliśmy je z nieskrywanym żalem. Widok na niesamowite formacje skalne wzbogacone średniowiecznymi klasztorkami wzniesionymi na ich szczytach coraz bardziej zanikał na horyzoncie. Gdyby nie obrazy zakodowane w głowie, również te ugruntowane w pamięci aparatu, nie uwierzyłbym że jeszcze przed chwilą byłem w tak niesamowitym miejscu.
Postanowiliśmy wrócić inną drogą do Igoumenitsy, skąd kolejnego dnia rankiem mieliśmy w planach udać się na lot powrotny z wyspy Corfu. Tym razem miast najkrótszą drogą, ku północnemu – zachodowi, tą samą którą tutaj do Kalampaki dotarliśmy, jechaliśmy ku południowi, ku znaczniejszych rozmiarów miastu Trikala, by stamtąd zakręcić ku zachodowi, wprost ku nadmorskiemu wybrzeżu Epiru. Znów przemierzaliśmy piękne, pofałdowane przestrzenie gór Pindos. Żywej duszy zbytnio nie szło tu uświadczyć. Ot, z rzadka trafiliśmy na jakąś górską wioseczkę pośrodku wielkiego niczego, pasterza przeganiającego między pastwiskami owce, czy stare po-rzymskie mosty.
Naszą pierwszą planową destynacją była miejscowość Arta. Nazwa miasta zapewne współcześnie nic nie mówi. Mnie wcześniej podobnież nie przemawiała do wyobraźni. Tymczasem w czasach zamierzchłych, czasach rzymskich, miejscowość funkcjonowała pod więcej mówiącą nazwą Ambracja, będąc m.in. siedzibą słynnego króla Pyrrusa. Tak, tego znanego ze sławnego powiedzenia o pyrrusowym zwycięstwie. Z dawnych czasów zachował się tutaj całkiem urokliwy most z czasów rzymskich na rzece Arachtos.
Im bliżej zmierzaliśmy ku wybrzeżu Epiru, tym więcej doświadczaliśmy śladów rzymskiej bytności na tych ziemiach. Dojeżdżając w okolicę nadmorskiej miejscowości Preveza, mogliśmy rzucić okiem na zatokę Ambrakijską, na starożytne Akcjum, gdzie w 31 r. p.n.e. doszło do jednej z najsłynniejszych bitew morskich czasów rzymskich, w której sama Kleopatra i Marek Antoniusz musieli uznać wyższość przyszłego cesarza Oktawiana.
Na cześć tego zwycięstwa Oktawian nakazał wzniesienie miasta Nikopolis (Miasto Zwycięstwa). Nie omieszkaliśmy odwiedzić leżących w ruinie pozostałości tego historycznego miejsca. Ślady wyniosłej historii miasta były aż nadto widoczne, mimo znacznego zniszczenia tego historycznego obiektu.
W niedalekiej odległości mijaliśmy jeszcze pozostałości mitycznego Nekromantejonu, uważanego za wrota do Hadesu, greckiego mitycznego świata umarłych. Z uwagi na późną porę, jak i zmęczenie całodzienną przeprawą górskimi i po rzymskimi ziemiami Epiru, postanowiliśmy sobie odpuścić zwiedzanie tego miejsca. Tym bardziej, że zbliżaliśmy się do całkiem urokliwej miejscowości Parga. Ale o niej już w następnym poście...