Do Aten dotarliśmy koło północy. Plan przewidywał przerzucenie się na osławioną Santorini, a dopiero w drodze powrotnej odwiedziny greckiej stolicy. Szkoda, że rozkład lotów był tak ustawiony, że nie zdążyliśmy na odlatujący chwilę po naszym lądowaniu samolot na docelową wyspę. Półgodziny wcześniejszy przylot i udałoby się nam przeskoczyć między samolotami i odlecieć wprost na Santorini. Cóż, pozostało przekoczować na lotnisku i pierwszym porannym lotem odlecieć ku wyspie.
Lot na Santorini był krótki, obudziłem się, odsypiając nocne lotniskowe koczowanie, akurat chwilę przed lądowaniem. Widok na wulkaniczną szatę wyspy podziałał na wyobraźnie. Już wiem dlaczego Santorini uważana bywa za jedną z najpiękniejszych wysp świata. Aż raźniej wychodziło się z samolotu, tym bardziej że przywitała nas słoneczna, dwudziestokilkustopniowa pogoda. Taką końcówkę października to rozumiem. Po to się ucieka ze spowitej niezbyt sympatyczną jesienną aurą Polski...
Krótki przejazd autobusem i docieramy na obrzeża Firy, stolicy wyspy. Tutaj w miejscowości Karterados, kilka minut spacerkiem od Firy, w pensjonacie Ikaros, założylismy naszą bazę noclegową dla kilkudniowego pobytu na wyspie. Po krótkim odpoczynku ruszamy na wizytację stolicy wyspy. Kolejny raz uświadamiam sobie, jak dobrym pomysłem był przyjazd tutaj po sezonie. Jeszcze teraz, końcówką października, przez miasto przewijają się tutaj tłumy. Nawet nie chcę sobie wyobrazić, jakich rozmiarów kolejki będą się tutaj dłużyć w szczycie sezonu. Schodzimy w dół miasteczka, ku zatoczce i dawnej głównej przystani portowej całej wyspy. Widoki na bielutkie domki okupujące brzegi wulkanicznej kaldery, schodzące w dół ku błękitnemu morzu, na niebieskawe dachy, łódeczki ze smakiem położone na niektórych z tych dachów, zachwycają. To, co kiedyś kojarzyłem ze zdjęć, katalogów, pocztówek, wspaniałe zdjęcia ze Santorini, mam na żywo przed oczami. Zapewniam, że żadne zdjęcie nie zastapi tego, co w tamtej chwili widziałem. Magia w najczystszej postaci. Schodząc w dół coraz mniej zadzieramy głowy ku górze. Zalegające wszędzie ośle odchody skutecznie nas od tego odstraszają. Przejażdzka osłem ku zatoce to jedna z tutejszych atrakcji. My na drogę powrotną ku górze obraliśmy inny środek transportu, kolejkę linową. Szczerze, widoki z niej nie zachwycały nawet w połowie, jak te z samej góry miasteczka. Włóczymy się jeszcze trochę po mieście, pstrykamy tysiące fotek. Jutro rozpoczniemy zwiedzanie wyspy pełną gębą...