Zwiedzanie wyspy pełną gębą. Tak pisałem w poprzednim poście, choć chyba nadużyłem tego słowa. Takim samym nadużyciem byłoby powiedzenie, że wybraliśmy się na trekking z Firy, stolicy wyspy, do Oii. Mimo, że w nomenklaturze turystycznej tak właśnie przejście tą drogą bywa nazywane. Lepiej chyba powiedzieć, że wybraliśmy się na spacer z zapierającymi w piersiach widokami. Trekking kojarzy mi się z nieco bardziej wymagającymi spacerami. Kilkugodzinna trasa z Firy do miasteczka Oia, najbardziej ekskluzywnego i ponoć najczęściej fotografowanego w całej Grecji, miasta na Santorini, obfitowała w aż nadmiar, przesyt, pocztówkowych widoków, z których wyspa słynie. Każda kolejna mieścina w drodze, czy to Firostefani, czy Imerovigli, każda zachwycała swymi bielutkimi malutkimi jaskinio – domeczkami o beczkowych sklepieniach, gdzieniegdzie błękitnymi kopułami dachów kościelnych, chodniczkami z quasi kocimi łapami, ekskluzywnymi mini hotelami z basenami. Podobnie zachwyt budził widok na wulkaniczną kalderę, brzegiem której wytyczona została trasa do Oii, pionowe ściany kaldery spadające wprost w morskie otchłanie. Droga była niebywale urokliwa, tym bardziej że pogoda dokazywała w najlepsze.
Niewątpliwie dobrym pomysłem było wdrapanie się na, przypominającą z dala swym kształtem jedną z charakterystycznych monolitów skalnych Grand Canyonu w Arizonie, skałę Skaros. Wdrapanie się na skałę nie należy do czynności dziecinnie prostych, za to widoki stamże się rozpościerające, czy to na górujące nad skałą miasteczko Imerovigli, czy coraz bardziej rosnącą w oczach Oię, były wprost nieziemskie.
Sama Oia, do której dotarliśmy po kilku godzinach spokojnego spaceru, jak wspomniałem najbardziej fotografowane miasteczko Grecji, również zapadła mi w pamięć. To chyba stad kojarzyłem najsłynniejsze pocztówkowe, albumowe krajobrazy Santorini. To tutaj znajdują się najbardziej ekskluzywne hotele wyspy, tutaj restauracyjne ceny straszą wysokością nawet po sezonie. Tutaj tłumy ludzi zjeżdżają na słynne zachody słońca. Właśnie tutaj, w Oii...
W planach mieliśmy zażyć kąpieli w pięknej Amoudi Bay, leżącej u stóp miasta. Trafiliśmy do innej, mimo wszystko również urokliwej zatoki Armeni Bay. Osiołkowy szlak, podobnie jak w Firze dnia poprzedniego, zaprowadził nas w dół ku spokojnej zatoczce. Kapiel tutaj była czysta przyjemnością.Nie wiecie nawet ile bym dał, by móc się końcem października kąpać w morzu znacznie cieplejszym niż nasz Bałtyk w szczycie sezonu letniego. A fakt, że nas prawie statki rejsowe rozjechały... to już inna historia :)