- Porozmawiaj sobie z babcią, nalegał gospodarz domu.
- Ciekawe jak mam sobie z nią porozmawiać, pomyślałem, przecież i tak mi nic nie odpowie, skoro, jak nadmienił ów gospodarz, nie żyje od dwóch lat.
Sztywna pozycja i to dosłownie, okulary na oczach, gustowne szaty, łokcie oparte o blat stołu, plecy pałąkowato wygięte. Gdyby się człowiek dobrze nie przypatrzył owej starszej kobiecie, siedzącej przy stole, przed podaną jej strawą, na pierwszy rzut oka nie byłby w stanie spostrzec, że coś z nią nie tak. Że nie odpowiada gospodarzowi domu. Ba, nie gestykuluje, nie porusza członkami, nawet źrenicą nie mrugnie. Że od dwóch ponad lat nie żyje.
Trzymanie w domu zmarłych do czasu uzbierania środków na zorganizowanie ceremonii pogrzebowej, hucznej jak to na ziemiach Toradźów wypada, uważanie ich przez ów czas za jedynie chorych, nie zmarłych, to jedna z wielu osobliwości ziem Toradżów, która dla nas, ludzi świata zachodniego wydają się nie do pojęcia. Tymczasem w kulturze ludu Toradżów, stanowią coś najzwyczajniej normalnego. Kraina Toradżów to kraina kultu zmarłych. Kultu przejawiającego się wieloma niewytłumaczalnymi dla człowieka czasów współczesnych zwyczajami, obrzędami i tradycjami. Kraina Toradżów to kulturowo jedno z najciekawszych miejsc całej Indonezji. Ba, można się pokusić o stwierdzenie, że miejsc o tak intrygujących zwyczajach i obrzędach zbyt wiele w dzisiejszym, coraz bardziej ujednolicanym, unifikowanym na modłę zachodnią, świecie, już się nie ostało. Może dlatego tak mnie ciągnęło na ziemie Toradżów, może dlatego mimo wcześniejszych trudności w dostaniu się tutaj, mimo powiększonych z tego powodu nakładów finansowych, nie omieszkałem uczynić, położoną w środkowym Sulawesi, górską krainę ludu Toradża, celem swojej kolejnej destynacji na indonezyjskiej ziemi.
Pomimo znacznych uciążliwości w podróżowaniu po wyspie Sulawesi, o czym nadmieniałem już we właściwych wpisach, dostanie się tam z Makassaru nie stanowi o dziwo jakiegokolwiek większego problemu. Na trasie kursują nowoczesne, luksusowe autobusy, jakich nawet na naszych drogach nie sposób zauważyć. Toteż nocna ośmiogodzinna przeprawa ku ziemiom Toradżów minęła wyjątkowo dobrze.
Ziemie Toradżów, położone są w górskim otoczeniu, nie dziwota że upały i suchota nadmorskiego Makassaru ustąpiły miejsca chłodniejszemu, za to bardziej rześkiemu powietrzu oraz nieco deszczowej aurze. Mój kilkudniowy pobyt na ziemiach Toradżów upłynął na eksploracji najciekawszych miejsc związanych z kulturą tego ludu, z zagłębianiem się w tajniki ich niesamowicie bogatej kultury, a zwłaszcza na próbach zrozumienia okołopogrzebowych zwyczajów i obrzędów. Bo powiedzieć, że życie Toradżów opiera się na kulcie zmarłych, na gromadzeniu przez całe życie funduszów, by wyprawić zmarłych członków rodziny na ten inny świat, w dodatku z rozmachem i wielką pompą, to tak jakby nic nie powiedzieć. Kraina Toradżów to miejsce, gdzie ludzie nie umierają nigdy ...
Kwintesencją mojego pobytu na ziemiach Toradżów miało być uczestnictwo w osławionej ceremonii pogrzebowej. Jako, że po zasięgnięciu wieści okazało się, że najbliższy pogrzeb miał się odbyć za dwa dni, postanowiłem wypożyczyć motorek i nim poszwendać się po ziemiach Tana Toraja. Wielokrotnie mijałem malutkie, otoczone ryżowiskami, tradycyjne wioski Toradżów, zabudowane charakterystycznymi Tongkonanami. Owe toradżańskie kolorowe domki, skierowane w kierunku północnym, ozdobione w zależności od statusu ich mieszkańców kilkoma a nawet kilkadziesięcioma bawolimi rogami, przypominające łodzie odwrócone do góry dnem, od zawsze mnie fascynowały, drążąc w myślach marzenia o ich zobaczeniu na żywo. Raz wtóry uświadomiłem sobie, że każdemu marzeniu dodawana jest wola sprawcza kierująca nas ku ich realizacji. Dwie najpiękniejsze wioski toradżańskie znajdują się w Pallawie oraz Kete'kesu. Poszwędałem się po owych wioskach, podziwiałem misternie wykonane Tongkonany. Moja motorkowa wyprawa po ziemiach Toradżów zaprowadziła mnie do mnóstwa fascynujących miejsc.
Punktem jednak kulminacyjnym mojego pobytu na ziemiach Toradżów był udział w ceremonii pogrzebowej. Lud Toradżów, do czasu zebrania odpowiednich funduszów na zorganizowanie hucznej ceremonii pogrzebowej traktuje, jak wspominałem, osobę zmarłą za chorą. Dopiero zorganizowanie dla niej ceremonii pogrzebowej pozwoli jej przejść do krainy Puya. Z chwilą zebrania funduszy, co czasem trwa kilka ładnych lat, sprasza się całą rodzinę, sąsiadów, również innych gości, czasem ich liczba sięga ponoć ponad tysiąca, na specjalnie wzniesiony plac rante. Na rante buduje się ozdobny dom zmarłego, a wokół niego kilka lub kilkanaście innych chat, celem pomieszczenia wszystkich gości pogrzebowych. Uroczystości pogrzebowe - Rambu Solo trwają od trzech do siedmiu dni (ostatni pogrzeb królewski z 1997 r. trwał aż 12 dni – w trakcie którego zabito 100 białych bawołów błotnych jako rytualną ofiarę dla przodków). Najważniejsza część ceremonii pogrzebowej – szlachtowanie zwierząt ofiarnych (kur, świń, bawołów) ma charakter krwawy i szokujący dla ludzi spoza świata Torajów. Krew tryska dosłownie wszędzie, całe rante wręcz tonie w niej, potężne bawoliska padają, zostają oskórowane, poćwiartowane. Bawół ma największą obok człowieka siłę duchową i dlatego jego dusza stanowi najlepsze towarzystwo dla duszy zmarłego w jej drodze do krainy Puya. Dla człowieka świata zachodniego rytuał ów jest przerażający. Toradżowie przyjmują ów jak coś normalnego.
Ostatnim elementem obrzędów pogrzebowych jest przeniesienie zwłok zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku. Ceremonia owa ma dosyć ciekawy charakter. Trumna jest podrzucana, potrząsana. Wszystko po to, by zapewnić zmarłemu ostatnią rozrywkę na ziemskim padole. Miejscem pochówku są grobowce rodzinne, często wykute w głazach lub na skałach (jak w Lemo), czasem również w jaskiniach ( jak w Londzie). Przed ich wejściem stawia się wyrzeźbione w drewnie, okryte zmienianą co kilka lat odzieżą, podobizny zmarłych, nazywane tau tau. Rokrocznie w sierpniu, w trakcie ceremonii Ma’Nene, otwiera się owe trumny, wyciąga mumie, myje, czesze, zmienia ubrania i – uwaga, co szokujące – oprowadza po okolicy na spacer.
Inaczej z kolei przeprowadza się pochówek małych dzieci. Te bowiem, którym nie wyrosły jeszcze pierwsze zęby, nie zalicza się do ludzi i nie chowa się ich w skałach ani trumnach. Chowane są w pozycji embrionalnej w dziuplach wielkich drzew (jak w Kembirze) wydzielających białą żywicę, zwaną „mlekiem matki”. Dziuple zakrywa się matą palmową, a po pewnym czasie żywica zasklepia otwór.
Obrzędów i osobliwości okołopogrzebowych ludu Toradża jest taka masa i sa one często na tyle niezrozumiałe dla ludzi spoza tej społeczności, że bywają aż szokujące. Mnie niejednokrotnie włos się jeżył na znacznie przerzedzonej już czuprynie, a myśli nijak nie potrafiły przyswoić obrazów z zastanej rzeczywistości. Lud Toradża fascynuje, jednocześnie przeraża. Zaskakuje, przy tym bulwersując niejednokrotnie. Mój pobyt na ziemiach Tana Toraja było jak przeniesienie się do innego świata. Świata, którego nie sposób objąć umysłem człowieka wychowanego w świecie zachodnim. Budującym jest, że mimo wkraczania cywilizacji na ziemie Toradżów, objęcie ich pieczą kościoła i państwa, ich fascynująca kultura, zwłaszcza okołopogrzebowa, zachowała się po dzień dzisiejszy.