Podliczam okres moich tegorocznych wojaży po Azji, wychodzi już 108 dni, z czego lekko ponad setka w samej Indonezji. Leci ten czas niemiłosiernie, a trochę jeszcze drogi przede mną.
Padangbai, o którym pisałem poprzednio był tylko przystankiem, mimo że całkiem przyjemnym, mojej drogi po tej mniej cywilizowanej części Bali. Nie będę twierdził, że miejsca po których aktualnie jeżdżę stronią od turystów. Stwierdzeniem takim naraziłbym się na śmieszność. Bali turystyka chłonie, nią kipi i ocieka. Pewnie nawet nie sposób natrafić tu na lokalizacje od turystów wolne. Niemniej są miejsca, w których turystyce obcy jest przymiot masowości, w których choć śladowo natrafić można na ich autentyczność, oryginalność. Po takich miejscach staram się poruszać w trakcie obecnej ponad tygodniowej motorkowej objazdówki ziem wschodnio – północnej Bali. Te bardziej skomercjalizowane mnie męczą i przyprawiają o bóle głowy. Te mniej przeciwnie. Nie ukrywam, że owe całkiem mi się podobają. I gdyby tylko w oparciu o nie wystawiać opinię wyspie, miałaby jak najbardziej pozytywny wydźwięk.
Kolejny cel mojej drogi wyznaczał coraz wyraźniej górujący nad okolicą szczyt wulkanu Agung (3142 m), najświętsza góra wyspy i mityczna siedziba bogów. Na tyle istotna w duchowej świadomości balijczyków, że każdy tradycyjny balijski dom winien być skierowany w jej stronę, podobnież zresztą jak i… głowy śpiących w swoich łóżkach mieszkańców wyspy. Wspinaczka na Agung gdzieś tam kołatała mi w myślach, niemniej odłożyłem ją na kiedyś. Na teraz planowałem spokojniejszy okres mojej indonezyjskiej włóczęgi. Moim celem była nadmorska miejscowość Amed, podobno jedno z lepszych zarówno plażowo, jak i nurkowo miejsc całej wyspy.
Już sama droga ku docelowej destynacji zachwyca. Niedługo za rogatkami plażowej Candidasy zaczyna się wić, wznosić ku górze, oferując po niedługim czasie cudne widoki na okoliczne pola ryżowe. Ich zieleń przytłacza, fantazyjne formy i ukształtowanie podobnież. Aż trudno uwierzyć, że i takie miejsca Bali ma w swoim repertuarze.
Samo Amed, miejscówka moich kolejnych kilku balijskich dni, to przede wszystkim destynacja wybitnie plażowa. Tym jednak różniąca się od kurortów południa, że tu ciszej, zieleniej, spokojniej i dzięki temu również przyjemniej. Czarne plaże, będące efektem bliskości wulkanu Agung potrafią oczarować. Miałem okazje wiele ich odwiedzić w trakcie pobytu tamże, trzeba nadmienić że pojęciem Amed określa się 14 km długi pas plaży, obejmujące kilka wiosek Amed, Jemeluk, Bunutan, Lipah, Selang, Banyuning i Aas, i w większości wzbudzały we mnie pozytywne odczucia. Chcąc zobaczyć najpiękniejszą z plaż tych okolic, plażę Pasie Putih o bielutkim piasku, trzeba wrócić w okolice Candidasy. Oczywiście tamtejsze plaże nijak się miały do cudownych plaż Moluków, Togeanów, wizytowanych przeze mnie wcześniej, niemniej pozwoliły zaspokoić moje wysublimowane potrzeby doznań estetycznych. Z posiadanego przez mnie rozeznania w kwestii plaż na Bali, jak i w następstwie doświadczeń kilku pobytów na tej wyspie, plażowe miejscówki wokół miejscowości Amed wydają mi się najlepszą destynacją dla błogiego wypoczynku plażowego na tej wyspie.
Będąc w okolicach Amed warto odwiedzić dwie miejscówki sakralne. Zwłaszcza urokliwą jest świątynia Tirta Gangga, mająca w ramach swego wodnego pałacu umożliwiać kąpiel w świętych dla hindusów wodach Gangesu ( jakim cudem tutaj ?). Kolejną istotną dla balijskiego hinduizmu świątynią tych okolic, jest Taman Ujung. Dla miłośników wodnych pałaców miejsce warte odwiedzin. Mnie nie do końca przekonało ...