Od dzieciństwa kołaczą mi w głowie, stanowiące swego rodzaju zachętę do działania, słowa Walta Disneya - “Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać”. W kontekście moich marzeń o Sri Lance, okazały się one niezwykle celne. Co więcej realizacja owego cejlońskiego marzenia, sprawiła że owe senne, fantazyjne wyobrażenia przybrały jeszcze piękniejszą postać niż to miało miejsce na etapie ich snucia. Sri Lanka okazała się jeszcze piękniejszym miejscem na ziemi, niż mi się to wcześniej wydawało.
Sri Lanka to wspaniała wyspa. Moja wyprawa tylko uświadomiła mnie w przekonaniu, że chyba mieli rację dawni piewcy cejlońskich walorów. Rzeczywiście, gdzieś w niedalekiej odległości muszą znajdować się rajskie ogrody, gdzieś za rogiem owe rajskie fontanny wydają swe cudowne wdzięki. “Westfalska szynka” to jedno z tych niewielu miejsc na ziemi, które oferują wszystko. Każdy znajdzie tu swój własny kącik, każdy zaspokoi swe egoistyczne pobudki. Miłośnicy historii podążą śladem starożytnych cywilizacji lankijskich, które pozostawiły tu po sobie cudowną spuściznę. Kulturowe, architektoniczne, historyczne dziedzictwo Anuradhapury, Pollonaruwy i innych, w cieniu owych dwóch niewyraźnie próbujących przyciągać spragnione oczy turystów, przenosząc nas lata wstecz, dowodzi wielkości i poziomu cywilizacyjnego Cejlonu okresu, w którym na naszych ziemiach nauczono się dopiero co krzesać ogniwo (:-). Przemierzając otchłanie historii natrafimy na majestatyczne pozostałości wspaniałego dworu w Sigiriji, który rozmachem pola nie ustępował samym wiszącym ogrodom Semiramidy . Doświadczymy kolonialnej spuścizny, odwiedzając Kandy, Galle czy Colombo.
Ciekawym doznaniem dla umysłu są również zawiłości, wiodącej na wyspie , religii buddyjskiej, nota bene najbardziej przystępnej i pacyfistycznej z wielkich religii świata. Przyznam szczerze, że jej tajniki niebywale mnie zaintrygowały. I byc może stąd się bierze niesamowita otwartość i sympatia uderzająca ze strony miejscowych ludzi. Nie było momentu, bym odczuł niechęć z ich strony. Odczucie zagrożenia, nieobce turyście w innych częściach świata, nawet nie pałętało się po głowie.
Wreszcie przyroda. “Łza Indii” to miejsce, w którym natura pokazuje tutaj wszystko, co ma najlepsze. Od tropikalnych plaż i lagun, przez bujne sawanny i strzeliste góry, wysokie wodospady – Sri Lanka fascynuje niezwykłą jak na swoje rozmiary różnorodnością krajobrazu. Zamieszkują tutaj dzikie zwierzęta, w liczbie i różnorodności jakich ciężko spotkać w innych zakątkach świata. Każdy miłośnik przyrody, buchającej, urzekającej swą soczystą, zieloną szatą, będzie kontent, mogąc wypoczywać na jej cudownym cejlońskim łonie.
Głodni na ciele zaspokoją swoje potrzeby trawienne smakując niebywałej, choć trochę monotematycznej i pikantnej, kuchni. Zasmakują zwłaszcza owoców, których mnogość i dojrzałość tylko uświadamiają o walorach wyspy.
Duran Duran, dosyć popularny zespół muzyczny na tyle upodobał sobie Cejlon, że uczynił go miejscem kręcenia wiekszości swych wideoklipów. Szczególnie w pamięć zapada cudowna “Save a prayer”, kręcona na szczycie lwiej skały w Sigiriji. Mnie jednak intryguje, czy aby sami Gun's'N'Roses, śpiewając swą “Knockin on Heaven's Door”, śladem wyżej wspomnianego bandu, nie śpiewali aby o cudownej lankijskiej ziemi. Mnie, naprawdę (sic!) wydaje się, że stąd do raju niedaleko, być może rzeczywiście tylko 40 mil... Być może wystarczy zapukać tylko w niebiańskie wrota...
P.S. Zafascynowanie Sri Lanką, jak zwykłem niedawno przeczytać, przekuwa się na konkretne liczby. Od czasów zakończenia konfliktu tamilsko – syngaleskiego, kraj odwiedza 500 % turystów więcej niż w poprzednich, naznaczonych krwawym orężem, latach. Zdaniem miejscowej izby turystyki, trend ten ma jeszcze rosnąć. Czy w następstwie najazdu takiej hordy turystów, kraj ten nadal pozostanie takim ziemskim rajem ?