Czas spędzony w wymiarze ponadplanowym w Szentendre sprawia, że nie mamy już sposobności zatrzymać się w Wyszehradzie. A szkoda, wszak miasto to, datowane już w czasach Piastowskich (słynny zjazd królów w Wyszehradzie), posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia. Tego samego błędu zaniechania nie popełniamy przejeżdzając przez Esztergom. Pierwsza stolica Węgier to miasto nadzwyczaj zasłużone dla historii Węgier, coś na wzór Gniezna dla polskiej państwowości. To w tej okolicy Madziarowie założyli swój pierwszy przyczółek w Europie, tworząc znaczną wyrwę pośród słowianskiej braci. To tutaj narodził się pierwszy król Węgier Stefan, tutaj założono pierwsze arcybiskupstwo. I to właśnie Esztergom pełnił aż do czasów najazdów tatarskich funkcję stolicy kraju, oddając prymat Budzie. A funkcję stolicy arcybiskupiej pełni zresztą do dziś.
O znaczeniu sakralnym miasta, określanego zresztą Watykanem Węgier, świadczy najbardziej charakterystyczny i rzucający się w oczy budynek miasta - bazylika. Jej rozmiary budzą niekłamane uznanie, skądinąd to najwyższy budynek całych Węgier. Klasycystyczna świątynia o charakterystycznej kopule mierzy około 100 metrów wysokości. W jej wnętrzach znajdują się m. in. najbogatszy w całej Europie Środkowej skarbiec katedralny oraz krypta, w której pośród wielu znanych węgierskich dygnitarzy spoczywa węgierski prymas tysiąclecia – wielki przeciwnik komunistów József Mindszenty. Wartym polecenia jest mozolna wspinaczka na kopułę bazyliki, skąd roztacza się niesamowity widok na naddunajskie okolice, pobliskie, już słowackie miasto, Sturovo. Po chwili zadumy uzmysławiam sobie, że owo miasto, w przeszłości znane jako Parkany, było miejscem zwycięskiej batalii wielkiego króla Sobieskiego nad Turkami, w popłochu opuszczającymi te ziemie po klęsce wiedeńskiej. Imię polskiego króla sławi pomnik u stóp bazyliki. Wielki król właśnie tutaj odspiewał uroczyste “Te Deum” po parkańskiej wiktorii. O dobrych relacjach między naszymi narodami świadczy i drugi z tutejszych pomników, upamiętniający odwiedziny bazyliki przez Jana Pawła II. U stóp katedry, wręcz przygnieciony jej ogromem, spoczywa miejscowy zamek. Porównanie obu budynków jednoznacznie ukazuje prymat władzy duchowej nad świecką w tym mieście.
Również i samo centrum miejskie, nie wiem skąd Wodnym Miastem zwane, leniwie rozłożone pomiędzy wzgórzem zamkowym, a Dunajem, zaprasza do odbycia miłej włóczęgi. Stare, urokliwe kamieniczki, mały ryneczek oraz przyjemne bulwary niewątpliwie ucieszą oko nawet największego malkontenta. Ostatnim naszym akcentem na węgierskiej ziemi jest dostarczenie bodźców smakowych wygłodniałemu organizmowi. A, że kuchnia węgierska jest jedną z lepszych jakie było mi dane skosztować do tej pory, toteż jestem przekonany, że niejednokrotnie, zwłaszcza organom trawiennym, przyjdzie w przyszłości roztaczać wygłodniałe myśli o tutejszych rarytasach dla podniebienia.