Z królewstwa marmurów kierujemy się wprost do królewstwa … śliwek, a konkretnie zielonych renklod. Bo między innymi z nich miasto Elvas słynie. Mnie jednak nie śliwki w głowie, gdy podziwiam ogrom miejscowego akweduktu. Mający 8 km długości, 843 łuki, akwedukt wzniesiono w latach 1529-1622 dzięki lokalnemu podatkowi real de aqua. Otoczony zapachami i kolorami żółtych kwiatów zdaje się tonąć w ich objęciach. Miasto od zarania znajdowało się w niezwykle zapalnym miejscu. Jego strategiczne położenie zdawali się dostrzegać wszelcy zarządcy miasta, czy to rzymscy, portugalscy, arabscy, czy hiszpańscy. Stąd miasto wraz z kolejnym podbojem wzbogacało się o nowe fortyfikacje i budynki militarne. Może się wydawać niepojętym, że na stosunkowo niewielkiej powierzchni pomieścić się może aż tyle budynków o tym charakterze. A znajdują się tutaj aż dwa potężne XVII wieczne bastiony połączone osłonowym murem. Jest także średniowieczne castello. Nie wiedzieć czemu w stanie co najmniej zaniedbanym. Chyba najciekawszymi elementami militarnej zabudowy miasta są prężące się dumnie jak pawie machikuły. Wewnątrz miejskich murów niewątpliwie wartym odwiedzenia jest ryneczek Praca de Republica oraz niedaleki marmurowy pręgierz, obecny w większości alentejańskich miast. Widać nie popłacało podkradać słynnych śliwek z Elvas.