Z całej Jutlandii, jej zachodnią flankę znam najsłabiej. A szkoda, wszak to miejsce urodziwie naznaczone nieustanną walką dwóch żywiołów. Z jednej strony, rozochoconego bezkresem swego majestatu i prawie nienapotykającego od ścian amerykańskiego brzegu nijakiego oporu, Atlantyku, z drugiej sielskiego, jak to w Danii bywa, łagodnie usposobionego wybrzeża. I zdawać by się mogło, że szalony morski bezmiar wód wedrze się do dawnej ziemi wikingów, jak miało to miejsce chociażby w 1634 roku, gdy żywioł zniszczył ponad 1300 gospodarstw, uśmiercając w dodatku ponad 6 tysięcy osób. Ziemia strzeże jednak swych pieleszy nader obronnie, czy to przez system wałów wydmowych (wysokości nawet 64 m), ciągnących się kilometrami wzdłuż wybrzeża, czy też przy pomocy człowieka tworzącego system polderów na wzór holenderski. Linię brzegową urozmaicają ponadto jedne z najpiękniejszych plaż półwyspu, kilka stosunkowo wielkich mierzei (Holmsland Klit, Bovlig Klit), parę pięknych wysp, (Romo, Fano) wreszcie wszechobecne w Danii wiatraki. Mnogość atrakcji naturalnych, urokliwość i róznorodność krajobrazowa miejsc sprawiają, że zachodnie wybrzeże Jutlandii należy do nader chętnie wizytowanych, zwłaszcza przez sąsiednich Niemców.
Jednym z najciekawszych miejsc tej części Danii jest położone na mierzei Holmsland Klit miasteczko letniskowe Hvide Sande. Już samą nazwą (białe piaski) nawiązuje ono do charakterystycznych, szerokich, białawych plaż, w tym miejscu leniwie rozłożonych na nabrzeżu. Miasteczko odzielone od morskich bezkresów pięknymi, zielono porośniętymi, wydmami wydaje się bardzo przyjemnym. Miły dla powonienia swąd wędzonych ryb, sielankowa atmosfera, grupy letników, dopełniają jego uroków. Najprzyjemniejszą jednak czynnością jest bezcelowe włóczenie się po pofalowanych, wręcz uginających się pod stopami wydmach. Wpatrywanie się z ich perspektywy w bezmiar morski jest zdecydowanie milsze dla ciała, a duszy zwłaszcza, niż moczenie kończyn w stanowczo zbyt zimnym morzu.