Randers, szóste pod względem liczby mieszkańców (ponad 60 tys.) miasto Danii, wydaje się szarym, prowincjonalnym miasteczkiem bez zbytnich atrakcji. Marsz miejskimi uliczkami potęguje to wrażenie. Kilka szachulcowych domków, całkiem przyjemny ratusz, ze dwie malownicze uliczki, ot wszystko czym starówka miejska moze zachęcić turystyczną brać. A jednak Randers ma jedną atrakcję, która przyciąga niczym magnes. Mnie, za jej sprawą, potrzeba kolejnych wizytacji tego miasta dosięgła kilkukrotnie. Wszystko za sprawą lasu deszczowego Randers Regnskov, największej tego typu atrakcji w Północnej Europie. Pod trzema olbrzymimi kopułami, prezentującymi florę i faunę poszczególnych kontynentów, można poczuć żar tropików, doswiadczyć wilgotności, soczystej zieloności deszczowego lasu, być świadkiem egzotyki w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Znajduje się tutaj ok. 350 różnych gatunków roślin i ponad 175 gatunków zwierząt. Przechadzając się mostkami zawieszonymi wysoko u sufitu kopuły, pośród pióropuszu dostojnych palm, z góry można podpatrzeć ową egzotykę. Nad głową przeleci kolorowy dzioborożec czy papuga, może nawet latający lis, pośród listowia przemknie pancernik, na ramię być może wskoczy małpka. W tym miejscu, dzięki odstapieniu od konwencji klatek, dzięki przyznaniu zwierzakom naturalnej im swobody, podziwiać można przyrodę w jej pierwotnej, naturalnej formie. Mnie las deszczowy z Randers niesamowicie zachwycił. Wydawać by się mogło prosta idea, a tyle wartości edukacyjnych, naukowych w sobie niesie.
Komu wrażeń z lasu deszczowego mało, ten na peryferiach miasta obejrzeć może całkiem ciekawy XIV wieczny zamek Clausholm Slot.