Północna Jutlandia to jeden z najciekawszych i najbardziej malowniczych (dosłownie) regionów Danii. Pól tu jakby mniej, a zielone łąki i nieliczne lasy z rzadka przechodzą w pasmo chodzących, wędrujących wydm. Bynajmniej to nie zabieg personifikacyjny, a jedynie stwierdzenie faktu ich przemieszczania się, często nad wyraz dostrzegalnego. Najlepszym przykładem owego zjawiska niechaj będzie położony na peryferiach nadmorskiego Skagen kościół Den Tilsandede Kirke (kościół pod piaskiem). Ów kościół, pod wezwaniem Św. Wawrzyńca, wzniesiono około 1375 roku. Od XVI wieku wierni miast oddawać się modłom, stawiać musieli czoła napierającej wydmie, dając świadectwo swej wiary, gdy łopatami dokopywali się do drzwi. Po roku 1795, gdy z królewskiego rozkazu Chrystiana VII kościół zamknięto, wydma, świadoma zwycięstwa, oplotła swym piaskowym płaszczem cały cmentarz i kościelne wnętrza, pozostawiając dla potomnych jedynie część wieży kościelnej. Doświadczenie tego widoku skłania do refleksji nad potęgą sił natury.
Głównie przez wzgląd na mnogość środowisk wydmowych region Pólnocnej Jutlandii nazywa się Krainą Piasku i Światła. Drugi człon określenia wynika z faktu, że to statystycznie najbardziej nasłoneczniona część Danii. A wydawać by się mogło, że w Danii panują jedynie mroczność i mokre kapuśniaczki.
Wspomniane Skagen to najsłynniejsze miasto regionu. Miejscowość tą upodobała sobie duńska bohema, zwłaszcza środowisko słynnych XIX wiecznych malarzy określanych mianem “grupy ze Skagen”. Ich twórczość podziwiać można w miejscowym Skagens Museum. Zapewne największą inspirację odnajdywali na pobliskim przylądku Grenen - najdalej na północ wysuniętym skrawku duńskiego lądu. Cypel ów omywają dwa morza – Bałtyckie i Północne. Ponoć zjawisko mieszania się morskich wód jest dostrzegalne gołym okiem (mnie się niestety nie udało). Strategiczne znaczenie przylądka dostrzegły i hitlerowskie Niemcy, budując tu linię fortyfikacyjną. Jej śladem są punktowo okupujące nadbrzeżny pas bunkry. Podchodząc pod kamienny murek reflektuję, że jedna z betonowych pozostałości pośród wydm to nie bunkier, a grób pisarza Holgera Drachmanna, który będąc pod nieprzemijającym urokiem tego miejsca, kazał się pochować właśnie pośród tutejszych wydm.