Na nieustające naciski ze strony brata, by majówkę spędzić aktywnie, najlepiej poprzez jakąś wyprawę w góry, odpowiedziałem ok. Warunek jeden, mają to być góry, nie góreczki. Tym samym, mimo uwielbienia dla mojorodzinnych Beskidów, wnet odrzuciłem je w myślach. W głowie kiełkowała myśl o prawdziwych górach, wolnych od drzewsk przesłaniających piękne widoki, z roślinnością co najwyżej wysokogórską, z górskimi turniami, żlebami. Odpowiedziałem więc wnet, że w rachubę wchodzi jedynie Słowacja, która w najbliższej nam odległości odpowiada moim wyobrażeniom o górach. Nasze Tatry leżą niestety zdecydowanie dalej. Brat nie mógł nie przystać na moją sugestię. Jedziemy w pasmo gór Mala Fatra, stanowiące tatrzańskie przedmurze, z charakterystycznymi turniami, skałami i formami wapiennymi, roślinnością wysokogórską, a szczególnie pięknymi szczytami, zapewniającymi wielokilometrową widoczność. Czyli coś, o co w naszych zalesionych, choć niebywale pięknych Beskidach, trudno. A, że pewien plan od dawna kiełkował mi w głowie, toteż zbytnio przygotowaniami zajmować się nie musiałem. Otóż rozmyśliłem sobie połączyć przyjemne z pożytecznym. Wybrałem trasę zapewniającą odpowiedni stopień doznań typowo górskich, ale również i historycznych. Umyśliłem sobie trasę mającą na celu zdobycie drugiego najwyższego szczytu Malej Fatry - Małego Krywania (1670 m) od strony miejscowości Streczno. Szlak, obfitujący w odpowiedni stopień górskich trudności, zapewnia też możliwość odwiedzenia dwóch okolicznych zamków oraz cudownie tutaj zagiętego zakola Wagu.
Ruszyliśmy w składzie czterosobowym, jako że bratu udało się namówić jeszcze teścia i szwagra. Po nieco opóźnionym, z uwagi na korki na drogach, dotarciu do miejscowości startowej Streczno, podziwialiśmy cudowne oblicze XIV w. zamku Streczno. Ruiny zamku, w dużym stopniu zrekonstruowane, znajdujące się na wysokiej skale (103 metry wysokości) nad Wagiem zapewniają niesamowity widok na wijącą się w dole rzekę. My, z uwagi na napiętość czasu oraz możność buszowania w jego wnętrzu już w przeszłości, postanowiliśmy przyjrzeć mu się jedynie z oddali. Nie zmienia to faktu, że nie raz odwracaliśmy głowę, by raz kolejny spojrzeć na jego majestatyczną, piękną postać.
Z miejscowości Streczno obraliśmy czerwony szlak, by po niedługim czasie dotrzeć do ruin innego zamku Stary Hrad. Ten, leżący w stanie zaawansowanej już ruiny, umożliwia wałęsanie się po pozostałościach jego murów, zapewniając bajkowy wprost widok na tzw. Domasinsky Meander, gdzie Wag wije się, zakręcając o 270 stopni. Aż chciałoby się zostać tu dłużej. Niestety szlak wołał. Od Starego Hradu niebieskim szlakiem skierowaliśmy się ku chacie pod Suchym. Nagrodą za przebytą trasę było smaczne czepowane piwko Saris, jakiego było nam danym zakosztować w podwojach owego schroniska. Po niedługim czasie czerwonym szlakiem ze schroniska ruszyliśmy wprost ku szczytowi Suchy (1468 m). Trzeba przyznać, że wspinaczka na niego, zwłaszcza od siodła Prislop należy do niezwykle uciążliwych. Mordęga wspinaczkowa na szczyt potrafi dać kość. Szczególnie odczuli to brat ze swoim szwagrem. Tymczasem Pan Stanisław, teść brata, parł rączo w górę, dając świadectwa swego hartu i przykład zapału i formy młodszym. W nagrodę można było podziwiać cudowną panoramę gór Mala Fatra, zapewniającą widok hen aż ku dalekim Tatrom. Planowany i majaczący niedaleko Mały Krywań (1670 m) musieliśmy niestety odłożyć na inny termin. Czas niemiłosiernie naglił, a czekała nas jeszcze droga powrotna, z obowiązkowym postojem w schronisku na zasłużone czopowane piwko.
Po osiągnięciu na powrót Streczna, ostatnim rzuceniu okiem na majestatycznie górujący nad miejscowością zamek, ruszyliśmy w drogę powrotną, bogatsi o doznania cudownego dnia.
P.S. Ze swojej strony mogę tylko polecić pokonaną przeze mnie trasę. Nie dość, że bogata w doznania typowo górskie, zapewniająca piękne widoki z trasy, daje też możliwość zasmakowania historii, wizytując aż dwa położone na szlaku zamki.