Nadgraniczne położenie mojego rodzinnego miasta sprawiało, że możliwości grasowania po przygranicznych ziemiach trójkąta polsko - czesko - słowackiego były dosyć szerokie. Spośród wszystkich tych państw, pewnie spotka się to z niezrozumieniem ze strony współrodaków, największe wrażenie zawsze wywierała na mnie Słowacja. Od zawsze była miejscem moich romantycznych mrzonek. A to dzięki cudownemu górskiemu charakterowi kraju, wypiętrzonego do niebywałych skalnych form, a to dzięki majestatycznym, strategicznie ufortyfikowanym warowniom i zamkom pomiędzy owymi ulokowanym, również dzięki rozgrzewającym nawet w czasie siarczystych mrozów basenom termalnym. Swoje, nie wiadomo skąd biorące się uwielbienie do słowackiego języka, wreszcie i słowackiego narodu, pewnie także wpłynęło na takie, a nie inne odbieranie tego kraju. Toteż dosyć chętnie oddawałem się urokowi słowackiej ziemi, chłonąc jej urok namiętnie i łapczywie.
W efekcie odbyłem wiele wypraw po słowackich pieleszach, z których niestety głównie ze względów technicznych (era przedcyfrowa), jak i typowo ludzkich przejawiających się zanikami pamięci, zbytnio śladów nie zachowałem. By, nie popełniać podobnego zaniedbania na przyszłość, postanowiłem niniejszym swoje nowe doznania ze słowackiej ziemi archiwizować, odpowiednio wspomnienia ubierając w słowa i okraszając różnej jakości zdjęciami.
W kolejnych postach postaram się uzewnętrznić moje słowackie przeżycia, być może czasem zbyt pochlebnie i górnolotnie Słowację opisując. Taka właśnie ona jest, a przynajmniej w moim mniemaniu, w świecie moich wyobrażeń, wspomnień...