Rajasthan, "ziemia królów", fortami stoi. Pisałem już o tym w poprzednim poście. Przed przyjazdem do Indii, przed wizytacją rajasthańskiej ziemi wykazywałem daleko posunięty sceptycyzm, co do pozaeuropejskich walorów obronnych i pragmatyzmu we wznoszeniu obiektów fortyfikacyjnych. Wszędzie, gdzie bywałem poza Europą, zespoły fortyfikacyjne przedstawiały żałosną imitację zabudowy obronnej w rozumieniu europejskim, a ich przyrównywanie do europejskich zamków wydawało się zwykłą potwarzą dla nich. Człowiek całe życie się uczy. Nawet, gdy mu się wydaje, jaki to mądry i oczytany jest, dostaje bęcka prosto w twarz. Wizyta w Indiach, w Rajasthanie, nakazała mi zweryfikować moje błędne wyobrażenia. Już sam rzut oka na historię dawał do myślenia, gdy uświadomiłem sobie, że choćby nawet sam Tamerlan i jego wielka mongolska armia, siejący popłoch w Europie, jej części, Azji Centralnej, również i na znacznej połaci ziem indyjskich, wjeżdzając do Rajhastanu musiał zdecydowanie ochłonąć w swoich zapędach militarnych, stając twarzą w twarz z tutejszymi fortami. A nie był świadom, że pierwszy z obleganych przezeń zespołów fortyfikacyjnych, fort w Nagaur, był najmniejszym i najwątlejszym obronnie fortem Rajhastanu. Nawet nie próbował podchodzić pod mury potężnych fortów w Jaisalmerze, Chittogarhu, Amberze, wielu innych. I one swego czasu padły, bardziej jednak w następstwie nieudolnej dyplomacji i wewnętrznych tarć, niźli pod wpływem działań ofensywnych wrogiego oręża.
Do tej pory europejskie zamki, zespoły obronne wydawały mi się twierdzami wzorcowymi. Do tej pory otaczała je w moich przekonaniach romantyczna aura niezdobywalnych cytadel, potężnych, niezniszczalnych. Dopiero wizyta w Indiach zmienia moje wyobrażenia. Dziś te wszystkie europejskie fortece wydają się być domkami z kart, gotowymi do odparcia co najwyżej ataku kilku naprędce skrzykniętych Szkotów w kiltach, ewentualnie groteskowej armii z Monty Pytona. Przyrównując je do kilku widzianych przeze mnie fortów indyjskich, romantycznie urokliwych, obronnie pragmatycznych, wyglądają jak zameczki o chwiejnej strukturze, której byle pierdnięcie wyrządza krzywdę.
Fort, który dzisiaj ujrzałem wywrócił całe moje wyobrażenia do góry nogami. A przecież byłem już pod nieodpartym wrażeniem fortu w Gwaliorze, który obronnie wydawał się fortecą doskonałą. Co w takim razie powiedzieć o odwiedzonym dzisiaj forcie w Amber. Co powiedzieć o innych jeszcze potężniejszych fortach Rajhastanu (Jaisalmer, Chittogarh, Jodhpur), których niestety z braku czasu, nie będę w stanie odwiedzić.
Fort w Amber, a w zasadzie, wraz z górującym nad nim fortem Jaigarh, zespół fortów, wydaje się fortyfikacyjnie doskonałym. Zarówno pod względem wykorzystania warunków naturalnych przy jego wznoszeniu, jak i zastosowaniu, z daleko posuniętym rozmachem, pragmatycznych rozwiązań obronnych. Nigdy w swoim życiu nie widziałem tak potężnej konstrukcji fortyfikacyjnej, bronionej zespołem potężnych murów, kilkunastu bram, tunelów nad i podziemnych, szeregu kolejnych, wznoszonych na szczytach okolicznych wzniesień murów, wreszcie największej armaty swych czasów (Jaivana Cannon). W dodatku poza walorami obronnymi, fort w Amber, swą bursztynową barwą, kompleksem ulokowanych wewnątrz pałaców, cudowną bramą Ganesha, Pałacem Luster, zachwyca estetycznie. Popatrzcie na zdjęcia, przyjrzyjcie się każdemu z nich z osobna. Bez cienia wątpliwości przyznacie mi rację. Byliście kiedyś w takim miejscu ? Widzieliście tak doskonały zespół obronno – pałacowy? Tak? Wdrapcie się wyżej, podejdźcie tunelem do wyżej umiejscowionego, nigdy nie zdobytego fortu Jaigarh. Popatrzcie na te wszystkie flanki obronne, mury porastające szczyty wszystkich okolicznych wzniesień,wnet przywodzące porównania do słynnego muru chińskiego. Popatrzcie na lśniący w dole Fort Amber, na jego błyszczącą w słońcu bursztynową elewację, na zielone, misternie pielęgnowane ogrody, na strome szczyty okolicznych gór, chroniące przed ewentualnym bezpośrednim atakiem. Zdjęcia budzą zachwyt, widok na żywo go potęguje. Jest wprost nieziemski. Nigdy podobnego zespołu obronnych fortyfikacji, wiem powtarzam się, nie widziałem.
P.S. Oczywiście UNESCO dostrzegła walory estetyczno – historyczne fortu w Amber, zaszczycając go wpisem na swoją nobilitowaną listę. Tym samym piąty dzień z rzędu miałem możliwość wizytowania obiektu objętego jej patronatem. A to nie koniec ...