Lotnisko w Carcassonne jest maluteńkie, jedno z mniejszych na jakich było mi danym być w trakcie mojej podróżniczej przygody. Nie dziwota, że przyjmuje raptem trzy, cztery samoloty dziennie. Francja wita nas miłymi temperaturami, u nas w żaden sposób nie mogącymi być kojarzonymi z październikowymi. Cóż taki urok południa Europy...
Lotniskowym autobusem podjeżdzamy do starej części miasta, już z dala widząc największą jego atrakcję. Nasz hotel, który zresztą bardzo polecam (Adonis Hotel) ulokowany jest wprost pod murami średniowiecznej carcassońskiej fortecy. Lepszej lokalizacji nie idzie sobie wymarzyć. Chwila relaksu i ruszamy. Jest raptem lekko po dwunastej, więc czasu na szwędanie się uliczkami Carcassonne zostało co nie miara. A jest gdzie się poszwędać. Carcassonne to jedno z tych miejsc, w których słychać głosy historii. Jedno z tych, w których historia wypisana jest w każdym kamieniu, każdej brukowej kostce. Nie pozwalam sobie zbyt długo być obojętnym na jej wołanie...
Carcassonne pisze swą historię od zamierzchłych wieków, od ponad 2600 lat i czasów pierwszej celtyckiej osady na okolicznym wzniesieniu. Naturalne walory fortyfikacyjne miejsca dostrzegają później i Rzymianie, czyniąc je stolicą swej kolonii Julia Carsaco. Miasto wielokrotnie przechodziło w ręce kolejnych to najeźdźców – Wizygotów, Saracenów, Franków. Z tymi ostatnimi zresztą, z ich najsłynniejszym władcą – Karolem Wielkim, związana jest legenda wyjaśniająca nazwę miasta. Otóż w trakcie frankijskiego oblężenia głodowego miasta niejaka pani Carcas, wzięła pozostałości ziarna, nakarmiła nimi dziką świnię i następnie zrzuciła ją z miejskich murów. W efekcie upadku świnia pękła, rozrzucając wokół całe ziarno. Karol Wielki zaskoczony przypuszczalnym dobrobytem głodujących mieszkańców odstąpił od oblężenia. Pani Carcas nakazała zadąć w trąby. Od tego zdarzenia zwykła się wywodzić nazwa maista – Carcas sonne (Carcas dzwoni). Tyle legendy ....
Miasto stało na straży hiszpańsko – francuskiego pogranicza do końca XVII wieku, gdy po przesunięciu granicy na południe straciło na znaczeniu. Wiele nie brakowało, by zostało doszczętnie rozebrane (decyzją z 1849 roku), cegła za cegłą – były takie plany ! Sprzeciwił się im m.in. Viollet de Duc, znany architekt. Dzięki jego pracom renowacyjnym, Carcassonne najwspanialszy średniowieczny system umocnień warownych zachował się po dzisiaj, stając się dla regionu wiodącą atrakcją turystyczną.
Gdzieś przeczytałem, że Carcassonne jest ucieleśnieniem wyobrażeń o idealnej średniowiecznej warowni. W rzeczy samej tak jest. Ze swymi podwójnymi murami, najeżonymi blankami, 53 wieżyczkami, zwodzonymi mostami, wąskimi uliczkami starego miasta, przenosi w wyobraźni wprost w owe czasy. Krocząc uliczkami warowni byłem świadom, że w tym samym miejscu, przed wiekami pisała się historia, że tutaj miały miejsce podniosłe chwile, zdarzenia wywierające wpływ na przyszłość ludzkości. Dlatego nie może budzić wątpliwości objęcie tego miejsca patronatem samej UNESCO. Widziałem przed laty, będąc pod nieukrywanym wrażeniem, podobny układ fortyfikacyjny w hiszpańskiej Avili. Mimo wszystko ten z Carcassonne, swym prawie że bajkowym układem architektonicznym, prezentował się jeszcze urokliwiej. Na tyle, że nie omieszkałem pozwolić sobie na wieczorną degustację lokalnego wina na zamkowych blankach :) Zaskakującym było dla mnie, że zarówno w dzień, jak i wieczorem, liczba turystów zwiedzających to miejsce nie wykraczała poza akceptowalne ilości.
Oczywiście koniecznym jest nadmienienie, że w samym Caracassonne jest jeszcze jeden obiekt objęty patronatem UNESCO. Jest nim kanał Canal du Midi, łączący systemem śluz wody Morza Śródziemnego z Oceanem Atlantyckim. Nie omieszkałem rzecz jasna przespacerować się miejskim brzegiem tegoż kanału.