Kuala Lumpur, malezyjską stolicę, odwiedziłem po raz piętnasty. Proszę mi uwierzyć na słowo. I nie liczę tu przesiadek na tutejszym lotnisku, bo liczba zapewne znaczniej by wzrosła. Nie może dziwić, że to najczęściej wizytowane przeze mnie miasto świata. W każdym poście na jego temat powtarzam się, pewnie będzie tak już zawsze...Nie widzę rokowań na przyszłość mogących zmienić ten stan.
Kuala Lumpur bardzo lubię. To całkiem przyjemne, jak na azjatyckie standardy, miasto. Całkiem, powtarzam – jak na azjatyckie standardy, czyste. Koloryt jego multikulturowych dzielnic, płynność w przekraczaniu między nimi, mieszanie się różnych wiar, zwyczajów, kuchni sprawia, że miasto na każdym kroku przyciąga uwagę wizytujących jego ulice. Widok, zwłaszcza wieczorny, na jego topową atrakcję, rozświetlone w niebo wieżowce Petronas Tower, niegdyś najwyższe w skali światowej, nigdy się nie nudzi, nawet patrząc na nie raz piętnasty :)
Do Kuala Lumpur pewnie wielokrotnie jeszcze będę wracał. Pewnie z każdym kolejnym razem ciężej będzie mi opisać w jakiś inny nowatorski sposób jego urok. Liczby odwiedzin będą nabijane, wartość merytoryczna opisów pewnie nie wzrośnie. Kolejny raz doświadczam, jak ciężko raz wtóry pisać o wielokrotnie wizytowanym miejscu...