Po tygodniu spędzonym na Pulau Hatta, wspaniałym tygodniu, o czym wspominałem uprzednio, przyszedł czas na zmiany. Nie żeby źle mi było na wyspie Hatta, co to to nie. Raczej coraz bardziej dawała o sobie znać podróżnicza natura i głód poznania nowego. Miałem w planach zobaczenie innych jeszcze wysepek archipelagu Wysp Banda. Rozważałem właściwie dwie destynacje, wyspy Ay oraz Rhun. Bliżej było mi chyba ku tej drugiej. Ciekawiło mnie co też ta wyspa ma, właściwie miała w sobie w XVII wieku ,że Holendrzy skorzy byli przehandlować ją z Brytyjczykami (1667 rok) za nowojorski obecnie Manhattan. Czymś zafascynowała Holendrów w owym czasie, skoro poczynili takie kroki. Na pewno nie przyprawami korzennymi (gałka muszkatołowa, goździki, cynamon). Tych, w przeciwieństwie do pozostałych wysp archipelagu, właściwie nie było na owej wyspie. Na pewno też nie doskonałymi warunkami snorklingowymi wokół. Wątpliwe, by Holendrzy mogli owe docenić w tamtych czasach.
Ostatecznie nie było mi jednak danym przekonać się o walorach wyspy Rhun. Łodzie z przystani w Bandaneirze nie odpływały tamże z powodu wysokiej fali. Postanowiłem więc, razem z moim fińskim kolegą, udać się na wyspę Ay. Ponoć i jej urokliwości i sielskiej atmosfery nie brakuje, o czym w najbliższych dniach było mi danym się przekonać.
Na wyspę Ay chyba najłatwiej się dostać spośród wszystkich wysp archipelagu (oprócz olbrzymiej Banda Besar). Codziennie kursuje tutaj publiczna łódka przewożąca ludzi i towar między wyspą, a główną wyspą archipelagu - Bandaneirą. Na Ay znajduje się tylko jedna mała wioseczka. I tutaj życie toczy się wolno, bezstresowo. Łowienie ryb, modlitwy w meczecie, zbieranie przypraw korzennych we wnętrzu wyspy, przesiadywanie na gankach swoich domostw, to właściwie przekrój dziennej aktywności lokalnej społeczności. Mój trzydniowy pobyt tutaj, przypadający na okres obchodów Nowego Roku, zbytnio się nie różnił, pod względem aktywności, w stosunku do lokalnej społeczności. Ot, dodałbym jeszcze snorklowanie na przepięknej rafie koralowej otaczającej wyspę. W porównaniu do wyspy Hatta, wzorcowej w tym względzie, i tutaj rafa szczelnie okrążała wyspę. Bogactwo, kolor korali zachwycał. I tutaj, choć w zdecydowanie dalszej odległości od brzegu, następowało gwałtowne załamanie rafy w postaci pionowych skał koralowych tętniących podwodnym życiem. Niestety całkiem spore fale obijające pełną mocą wyspę, sprawiały że snorklowanie tutaj było nieco trudniejsze, a i widoczność znacznie gorsza aniżeli na wyspie Hatta.
Wyspa Ay oferuje również całkiem przyjazne warunki plażowe. Zwłaszcza do południa, do czasu morskiego przypływu, plaże są szerokie, piaszczyste i całkiem urokliwe. Widok z głównej plaży wyspy, położonej u granic wioski, na przepiękny wulkan Api, jest po prostu niezapomniany. Pisząc te słowa, leżę sobie w hamaku, na tarasie mojego dwukondygnacyjnego hoteliku, co rusz spoglądając na majestatycznie dominujący nad całym archipelagiem Wysp Banda wulkan Api. Widok niezapomniany.
Warto odwiedzić również dzikie plaże po wschodniej, jak i zachodniej stronie wyspy. Dotarcie tam leśnymi traktami, odbijającymi licho wie gdzie, nie należy do najprostszych. Niemniej dla możliwości bycia jedynym człowiekiem na kilometrowych długości plażach warto nie raz zagubić się w leśnym interiorze wyspy. Kroczenie wokół plantacji drzewek, zwłaszcza gałki muszkatołowej, goździków, cynamonowców, nie należy przecież do czynności powszednich. W końcu w zamierzchłych czasach draka pomiędzy kolonialnymi mocarstwami o te kilka drzewek korzennych była całkiem spora ...