Rankiem dnia kolejnego wypożyczyliśmy quady. W myśl zasady w kupie siła, wypożyczając trzy takie pojazdy, w dodatku w wersji mocniejszej niż większość ( ile pamiętam 300 ccm), wynegocjowaliśmy całkiem przystępną cenę. Swoje też pewnie zrobił fakt, że już po sezonie, więc i proces negocjacyjny dzięki temu łatwiejszy.
W zamiarach mieliśmy objechać jak największe połacie wyspy. Z racji jej rozmiarów nie należało to do czynności zbytnio trudnych. Skupiliśmy się głównie na destynacjach, których nie było nam danym odwiedzić w dniach poprzednich. Na pierwszy ogień poszła południowa część wyspy, łącznie z latarnią morską znajdującą się na jej samym południowo – zachodnim cyplu. Już pierwsza przejażdzka quadami, uświadomiła mnie, że to nie pojazd na typowe asfaltowe szosy. Prowadziło się go dosyć topornie, kołysał na boki, a szerokie koła sprawiały znaczny opór w walce z powietrzem. Co innego na drogach pozaasfaltowych. Niemniej z racji, że większość trasy dnia dzisiejszego pokonywaliśmy po asfalcie, nie miałem wielkiej przyjemności z prowadzenia owego dwuśladu. Niewątpliwie przyjemniejszym doznaniem byłoby objeżdzanie wyspy zwykłym skuterem. Cóż, nowe doświadczenie. Pewnie zbyt szybko nie najdzie mnie ponowna pokusa przejażdzki quadem...
Następnym odwiedzonym przez nas miejscem był, umiejscowiony na szczycie najwyższego wzniesienia wyspy Mount Profitis (567 m n.p.m), monaster Monastery of Profitis Ilias. Sam klasztor niczego sobie. Nijak niemniej nie przystawał do kapitalnych widoków ze szczytu wzniesienia. W dole rzucały się w oczy wulkaniczne plaże wschodniego wybrzeża, białe domki Thiry i nawet dalekiej Oii, a po drugiej stronie starożytnego miasta Ancient Thira, zniszczonego w wyniku erupcji wulkanu. Trochę się tu zasiedzieliśmy, niemniej widok zasługiwał na znacznie dłuższe momenty przebywania w tym miejscu.
Zjeżdzając ze wzniesienia w dół zatrzymaliśmy się w zabudowanym w charakterystycznym średniowiecznym stylu, ufortyfikowanego miasteczka z plątaniną wąskich uliczek, Pyrgos. Jego uliczki, bielutkie elewacje budynków, niebieskie kopuły świątyń korespondowały z tradycyjnymi pocztówkowymi widokami z wyspy Santorini.
Z Pyrgos udaliśmy się ku widzianym ze szczytu Profitis plażom Kamari i Perissa. Obie typowo santorińskie, z ciemnym powulkanicznym piaskiem. Zupełnie inaczej się prezentujące niż typowe wyobrażenia idyllicznych plaż znanych z pulpitu windowsa. Co wcale nie znaczy, że należałoby im odmówić urokliwości. Co to, to nie...
Po krótkim wypoczynku na plażach wschodniego wybrzeża wyspy, udaliśmy się ku jej drugiemu końcowi, ku wizytowanej przed dwoma dniami pocztówkowo urodziwej miejscowości Oia. Zamiarem naszym był wypoczynek, w nieodwiedzonej wówczas zatoce Amoudi Bay. Zatoka ta, pełna tawern, nadmorskich restauracji, prezentuje się niebywale urokliwie, zwłaszcza w połączeniu z promieniami zachodzącego słońca. Popatrzcie na zdjęcia, zrozumiecie o czym mówię ... Oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić, część z nas, skakania do morza z okolicznej skały Agios Nikolaos.
W ten oto sposób dobiegł końca bardzo aktywny, czwarty nasz i niestety ostatni już dzień, wizyty na wyspie Santorini. Jej rozsławiony czar jest niezaprzeczalny, o czym przez te raptem kilka dni przyszło nam się przekonać niejednokrotnie. Wybór Santorini jako miejsca jesiennego wypoczynku od naszej "listopadowej słoty " okazał się być strzałem w dziesiątkę. Nasz pobyt na wyspie dobiegł końca, grecka podróżnicza saga jeszcze potrwa. Lecimy do Aten ...