Pogoda totalnie storpedowała nasze plany. Nurkowań nie było, wizyt na rafach tym bardziej. Nie dziwota, że decyzja moglabyć tylko jedna. Odwrót z karaibskiego wybrzeża. Monsunowi tutaj ciągle dobrze i póki co nie zamierza się stąd ruszać. Zamiast więc przerzucić się na sławną wyspę Isla Bonita, postanowiliśmy wrócić do Gwatemali. Tam aura nas nie zawodziła. Prom, autobus z Belize City do granicy. W efekcie po 4 dniach opuszczaliśmy niezbyt nam pogodowo gościnne Belize. Im bliżej granicy, słońce coraz odważniej przebijało się zza chmur. Gwatemala znów uśmiechała się na wizję spotkania z nami.
Nim to jednak nastąpiło postanowiliśmy odwiedzić jedne z pobliskich ruin Majów. Nietaktem byłoby ominięcie ich, zwłaszcza że jest ich całkiem sporo na terytorium tego maleńkiego państewka. Nie mogłem odpuścić sobie okazji wizytowania choćby jednej z nich. Emocje były wielkie, podobnie jak i oczekiwania. W końcu miałem pierwszy raz w życiu okazję naocznego spotkania z historią Majów zakutą w kamieniach.
Przy samiuteńkiej granicy z Gwatemalą, rzut przysłowiowym beretem znajduje się jedna z najbardziej dostępnych, nie wymagających zadania sobie zbytniego trudu w dotarciu do niej, świątynia"Kamiennej Panny" (Stone Lady) w Xunantunich.
By do niej dotrzeć wyskoczyliśmy z autobusu w nadgranicznym Benque de Viejo, przeprawiliśmy się tratwą na drougą stronę rzeki i podeszliśmy półgodziny stromą drogą wprost ku temu stanowisku architektonicznemu. Miejsce, zwłaszcza najwyższa świątynia El Castillo robi wrażenie. Wdrapaliśmy się na szczyt świątyni (40 m), skąd mieliśmy okazję podziwiać inne z okolicznych świątyń, dżunglę gęsto porastającą okolicę. W samotności. Niestety "Kamiennej Panny", od której kompleks świątyń wziął nazwę, ponoć niebywale pięknej, a która zwykła się tu pokazywać okolicznym mieszkańcom, nie zobaczyliśmy. Ciszę przerywały jedynie odgłosy wyjców dochodzące z dźungli. Byłem w niebo wzięty, warto było odwiedzić to niesamowite miejsce. Aż nie mogę się doczekać zbliżającego się wielkimi krokami spotkania z głównym punktem naszej wyprawy – słynnym Tikalem.