Jak się nie ma, co się lubi...
Zamiast przemierzać dzikie rubieże Azji, szukać orangutanów w dżungli, waranów na Komodo, świnie od koryta i im podobne Szumowiny, zmusiły mnie przesiadywać ten paskudny czas w kraju urodzenia. Ale, że podróżnicza natura nosi, długo wysiedzieć nie mogłem. Jest więc choć namiastka poważnych wojaży.
Grecję od zawsze lubiłem, ceny lotów były wyjątkowo tanie, więc raz wtóry wybrałem się na jej łono. Tym razem padło na
Rodos, Wyspę Rycerzy (Knights Island). Wyspę z bogatą spuścizną historyczną, cudownymi zabytkowymi miastami z listy UNESCO - Rodos i bielutki Lindos, masą warowni na górskich szczytach, cudownymi zatokami (Anthony Quinn czy Saint Paul) oraz jak zwykle niesamowicie serdecznymi Grekami...
A jeżeli dodać do tego wyjątkowo niskie ceny lotów (220 zł). Lepiej było zwiać, niż słuchać tych pandemicznych bzdur...