Ten post już powstał. Z pewnych, niezależnych ode mnie przyczyn nie mógł być opublikowanym. Napisałem go od nowa. Zdjęcia podobnież zniknęły... Ale satysfakcja że spełnienia marzenia i cudowne wspomnienia zostały. Postanowiłem raz jeszcze spróbować się nimi podzielić, przelewając je na papier...
Stary poczciwy "Lucho" toczył swe skorodowaciałe do granic możliwości trzypiętrowe cielsko, wyrywając Amazonii po ciężkiej walce każdy kolejny metr rzeki. Donośny terkot leciwego dieslowego silnika zagłuszał odgłosy przybrzeżnej amazońskej selwy. Za dnia nie stanowiło to problemu, dużo innych bodźców sprawiało, że w sumie nie zwracałeś uwagi na ten hałaśliwy terkot. Co innego nocą, innych dźwięków, przewracając się w swoim hamaku na drugi bok, nie mogłeś dosłyszeć. Co najwyżej chrapanie sąsiada, wiekowego indiańskiego staruszka, z najbliższego Tobie hamaka. Po czasie nawykłeś, terkot poczciwego Lucho stał się nieodłącznym towarzyszem Twojej amazońskiej przeprawy.
Spełniłem jedno z największych podróżniczych marzeń. Odbyłem rejs Amazonią. Przez trzy dni zaokrętowany byłem na towarowym statku Lucho, płynącym pod prąd Amazonki, w kierunku jej źródeł, z Santa Rosy w okolicach Leticii, do stolicy peruwiańskiej Amazonii, do miasta Iquitos. Przygoda to zdecydowanie nie dla każdego... Statek wygląda, jakby pływał tu Amazonią, w górę i w dół, od zawsze. Jakby ciągle jeszcze pamiętał czasy samego mistrza Fiedlera, a może i wcześniejsze. Rdza jest jego nieodłącznym i wiernym towarzyszem, wyżera, wygryza go do granic możliwości, świadcząc tylko o mnogości przygód, jakie niewątpliwie musiał w swoim życiu przejść. W krajach cywilizowanych dawno zostałby wysłany na emeryturę. Rozebrany do ostatniej śrubki w jakiejś stoczni Trzeciego Świata. Najpewniej w Bangladeszu, widziałem takie w tamtejszym Chittagong. Tutaj nikt nawet nie pomyśli, by wykluczyć go z użytkowania. Jeszcze trochę musi odsłużyć...
Płyniesz sobie Amazonką, przez trzy dni wylegujesz się w hamaku, przewracając z boku na bok, spożywasz porcje posiłków w żaden sposób nie zaspokajające Twoich potrzeb kalorycznych. Maksymalnie wydłużasz swój proces przemiany materii. Wizyta w toalecie nie należy do najprzyjemniejszych. Wyżarte rdzą szpary w toaletowej ścianie poupychane są skrawkami papieru. Wszystko po to, by czasem innemu współtowarzyszowi rejsu nie zamarzyło się podglądać Cię w czasie czynności toaletowych, byś choć na chwilę zażył prywatności na statku, byś mógł zażyć kąpieli, wodą pompowaną wprost z Amazonii. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakiej ulgi dostarcza owa brązowawa amazońska woda, schładzając Twoje lepiące się od tropikalnego upału ciało. O względach higienicznych nawet nie myślisz.
Uciekają kilometry, kilometry za kilometrami. Czas płynie wolno... Jest pięknie. Jak w książkach Fiedlera...
Delfiny co rusz wyskakują nad taflę rzeki, papugi gdzieś przelecą nad głowami. Zarzucasz wielokrotnie wędkę z nadzieją na złowienie rzecznego potwora, zaczytujesz się w książkach, wychodzisz choć na chwilę rozruszać mięśnie w czasie jednego z wielu zaladunków towarów bądź żywego inwentarza w drodze, choć na chwilę, kilkanaście minut, wizytując kolejną z nad amazońskich wiosek. Najczęściej patrzysz w ścianę dżungli nad którymś z amazońskich brzegów "królowej rzek". I wyczekujesz. Tych cudownych zachodów słońca. Zachodów słońca, o których tak pięknie pisał sam Fiedler. Gdy czerwona, ogromna kula słoneczna wpada wprost do bezkresów głębi potężnej Amazonki, rozpryskując w bok wszystkie te amaranty, pomarańcze, odcienie żółci, przy tym dumnie i z należną jej klasą, komunikując wszem i wobec, że kolejny niezwykły dzień rejsu po "królowej rzek" dobiegł końca.
Docieram po trzech dniach do Iquitos... Nieco smutny, że ta niesamowita przygoda dobiegła końca. Powrót do cywilizacji, wygodnego łóżka, wytrawnych potraw, zasięgu internetu, jakby średnio mnie cieszą...W głębi duszy wiem, że będę tęsknił za tą niesamowitą amazońską przygodą...
Spełniłem wielkie marzenie z dzieciństwa. Jedno z największych moich podróżniczych marzeń.
Panie Arkady, mistrzu, zrobiłem to. Wiem już, jak się czułeś, pisząc Twoje piękne książki o Amazonii. Też spelniłem to swoje marzenie, Tobą właśnie inspirowane... Marzenie o rejsie Amazonką. Marzenie, które od zawsze przenikało moje myśli. Wolało, przypominało o sobie. Które warte było tych wszystkich wyrzeczeń, trudów, poświęceń. Poczułem się, choć na chwilę, spełniony. Miłe to uczucie...
P.S. W głowie już rodzą się pomysły kolejnych amazońskich rejsów w przyszłości...