Dziś mamy w planach nieco spokojniejszy dzień. Z Kas, gdzie nocowaliśmy, do Antalyi, kolejnej planowanej bazy noclegowej, mamy raptem nieco ponad 180 km, dobrą nadmorską drogą. Opuścimy tereny Licji wjeżdżając w krainę historycznej
Pamfilii. Jej główne miasto
Antalya to jedno z najbardziej popularnych miejsc wypoczynkowych całej Turcji. Do Antalyi planujemy dotrzeć późnym popołudniem. Chcemy się tam wybrać na mecz ligi tureckiej, miejscowego Antalyasporu z Besiktasem. Nie odmówimy sobie oczywiście wizytacji największych atrakcji w drodze, a jest ich kilka.
Raptem 40 kilometrów od Kas znajduje się niezbyt urokliwe miasto
Demre. Zjeżdżając ku niemu z górki widać całe połacie zabudowane szklarniami. Do miasteczka zapewne nie trafiałaby żadna, nawet zbłądzona turystyczna duszyczka, gdyby nie jeden fakt. Otóż w jego granicach znajdują się dwa istotne obiekty turystyczne. W dawnych czasach usytuowane było tutaj dosyć znane miasto
Myra, jedno z najważniejszych miast Ligi Licyjskiej. To na terenie starożytnej Myry właśnie znajdują się spektakularne, najsławniejsze
licyjskie grobowce skalne. Obiekty, które często goszczą na wielu folderach reklamowych Turcji. Pochodzą one z V i IV w p.n.e. Zachowały się w stanie całkiem przyzwoitym. Nieco gorzej czas i żywioły, najazdy arabskie, obeszły się z tutejszym amfiteatrem rzymskim, jednym z największych na licyjskich ziemiach. Cały obiekt archeologiczny robi wrażenie. Warto się tutaj zatrzymać i poświęcić mu czas.
Innym znanym miejscem miasta Demre jest
kościółek Świętego Mikołaja. To właśnie tutaj, nie za fińskim kręgiem polarnym, w starożytnej Myrze, działał w IV w. ów filantropijny Święty. Słynął on z wielkiej dobroci, filantropii i licznych cudów, dzięki czemu zapracował na swoją wieczną sławę. W mieście znajduje się słynny kościół pod jego wezwaniem. Niestety z uwagi na zaporowe ceny wstępów do atrakcji turystycznych zrezygnowaliśmy z jego wizyty. Wyliczyłem, że wizytując 3 obiekty w Myrze i okolicy, co zajęłoby nam nie więcej niż 2 godziny, zapłacilibyśmy około 150 złotych. Jak wspominałem, ceny wstępów do obiektów turystycznych w Turcji w ciągu roku osiągnęły status absurdalnych...
Odpuściliśmy też sobie wizyty w starożytnym licyjskim miasteczku Olympos, jak i w znanej z mitologii Chimerze. Powód podobny, ceny przyprawiające o zawrót głowy...
Jadąc w kierunku Antalyi odwiedziliśmy zachwalany, nadmorski kurorcik Kemer. Szczerze, szału na mnie nie zrobił.
Popołudniem dotarliśmy do głównego miasta Pamfilii, osławionej Antalyi. Niestety nie udało nam się dostać na mecz, który mieliśmy w planach. Biletu od tak od ręki kupić nie idzie, trzeba zakładać specjalne konta internetowe, itp.
Odpuściliśmy też sobie wieczorne zwiedzanie centrum Antalyi. Rano dnia kolejnego ruszamy w długą drogę do Kapadocji. Trzeba nieco wcześniej udać się na sen. Bardzo długa droga przed nami. W Antalyi mamy w planach się jeszcze pojawić po powrocie z Kapadocji...