Ponoć wszystkie drogi prowadzą do
Rzymu. Sporo Świata objechałem. Ale, czy byłem w Rzymie? Czy widziałem Kolloseum ? Czy w związku z tym odwiedziłem wszystkie
7 Cudów Świata, jak twierdziłem po wizytacji Jezuska z Rio w styczniu tego roku?...
Byłem kiedyś w Rzymie. Krótko, na przesiadce. Pod Kolloseum stałem, choć w środku nie było mi danym postawić stopy. Stąd rodził się w mojej głowie dylemat. Czy byłem? Czy tym samym rzeczywiście odwiedziłem wszystkie z owych Cudów Świata? By rozwiać kłębiące się w myślach wątpliwości, postanowiłem im zadośćuczynić i postawić swą stopę nie tylko w dawnej stolicy wielkiego imperium, ale i wewnątrz najsłynniejszej areny gladiatorskiej Świata.
Nie zdążyłem jeszcze ochłonąć po zakończeniu swojej ponad czteromiesięcznej włóczęgi po Ameryce Południowej, a już ładowałem się do samolotu, mającego mnie dostarczyć do miejsca, gdzie te wszystkie drogi prowadzą... Jak się okazuje nawet lotnicze... Kolejny powód wizyty w Rzymie..., zrobienie sobie przyjemnego prezentu urodzinowego, a takim niewątpliwie byłyby odwiedziny "Wiecznego Miasta". Dalej, finalne, a teraz już też nie budzące wątpliwości, dopięcie listy Siedmiu Cudów Świata. Wreszcie wizyta w Rzymie na czas wiecznej wojny, czyli największego piłkarskiego starcia w Rzymie, lokalnych derbów Lazio-Roma. Lepszej okazji na spięcie jedną klamrą tych wydarzeń nie mogłem sobie wyobrazić...
O Rzymie napisano wszystko. Nic mądrzejszego sam od siebie nie napiszę. Do Rzymu można jeździć dziesiątki razy. To jedno z tych miast, na wizytę którego zawsze masz za mało czasu. W trakcie wizyty w którym, ciągle odkrywasz nowe miejsca, zaułki, nowe kamienie, tawerny, klimatyczne uliczki. To jedno z tych miast, które Cię za każdym razem zdumiewa, fascynuje, mimo że w sumie wcześniej tu mogłeś być nawet i kilka razy. Czymś Cię ciągle zauroczy, zainspiruje, zaciekawi... Rzym jest wieczny. I mimo, że sporo burzliwych okresów zaliczył, wielkich upadków, doniosłych wzlotów, ciągle jawi się dwuznacznie, jako jedna z kolebek naszej cywilizacji, siedlisko myśli wyniosłych, wielkich wydarzeń z kart historii. Z drugiej strony jako gniazdo zgorszenia, krwawych igrzysk dla ludu, prześladowań religijnych ...
Po dziś dzień Rzym w dalszym ciągu ukazuje swą dwulicową twarz. Twarz miasta wyniosłego, dostojnego, szlachetnego, ale i miasta z problemami. Tonącego w śmieciach, nie potrafiącego sobie poradzić z nadmierną imigracją, z hordami turystów u bram każdej z atrakcji.
Do Rzymu zapewne przyjdzie mi wracać, bo to jedno z tych wielkich miast świata, do którego można wracać w nieskończoność ...
P.S. Po kilku dniach okazało się, że było mi też danym być w Watykanie na czas ostatniej niedzielnej mszy papieża Franciszka...