To podróż daje nam szczęście, nie jej cel. Coś w tej znanej maksymie jest na rzeczy, choć czy aby tak beznamiętnie wypada się z nią zgodzić? Podróż może dawać szczęście, pozwalając zapomnieć o problemach szarego, codziennego życia, ale podróż w świadomym kierunku, dla ludzi owładniętych pasją poznania, zobaczenia czegoś na własne oczy, a zwłaszcza skonfrontowania tego ze stanem opisanym w wielu mądrych i tych mniej książkach, czasopismach czy artykułach, potęguje to szczęście.
W bardzo prozaiczny sposób rozpoczęła się moja historia podróży po Starej Kastylii, dzisiejszej Kastylii - Leon. Otóż pewnego wczesno – wrześniowego popołudnia, patrząc tęsknym wzrokiem za ostatnimi podrygami lata, niosącymi ciepłe jeszcze letnie powiewy, wciskające się nieszczelnymi oknami do mego pokoju, oddając się wspomnieniom minionego już wówczas słonecznego okresu, pomyślałem sobie, a czemu by tego okresu nie przedłużyć, czemu by jeszcze nie stanąć w szranki z latem, czemu przyjmując bezbronną postawę, godzić się na nadchodzący okres szarugi i słoty. Nim ta myśl na dłużej zdążyła zakotwiczyć w moim umyśle, już wybierałem z zakładki ulubione wyszukiwarkę połączeń lotniczych, w nadziei, że a nuż los łaskawym okiem spojrzy na mnie i znajdę promocyjną ofertę lotu ku południowemu jeszcze wciąż latu. Tego dnia los rzeczywiście łaskawym był dla mnie, dając możliwość wyboru spośród kilku kierunków wylotów.
Jako zagorzały italianista, tj. miłośnik wszystkiego co z Italią związane (tak tak drogi czytelniku, staram się nie eksponować terminu Włochy), począwszy od spagetti, makaronów i calzone, poprzez ich sztukę, urodę Włoszek, włoski styl życia, a na calcio skończywszy, właściwym kierunkiem włóczegi wydawać się mógł rzeczywiście półwysep Apeniński. Mimo,że już kilka razy tam byłem, co postaram się opisać na mym blogu w późniejszych postach, świadomym jestem,że tyle tam jeszcze miejsc wartych do zobaczenia jest, że i życia by brakło.
Niemniej coś mnie wewnętrznie podkusiło, by tym razem kochanej Italii powiedzieć nie, by głęboko w pas się jej ukłonić i powiedzieć stanowcze nie, inna mnie stara się uwieść, a poruszony lekturą opisującą jej rzekome wdzięki, nurtem myślą targającym uniesion, zwrócić się ku sąsiadce zza między.Tak właśnie narodził się pomysł na Hiszpanię. Ale i tu problem nie byle jaki się pojawił, albowiem przed kolejnym wyborem postawion, musiałem szukać argumentów przemawiających za jednym z trzech miast docelowych, objętych lotniczą promocją. Dla większości słusznym i jedynym wyborem wydawać by się mogła Barcelona, fantastycznie myślą Gaudiego ukształtowana, bogata w życie nocne, otwarta na morską bryzę, wprost stworzona z myslą o kilkudniowym wypadzie. Ewentualnie i Valencia, również ku morzu czoła chyląca, bardzo nowoczesna i pociągająca. Ale chyba nikogo, kto choć trochę zębem historii naznaczon, „pradowskim rozumieniem sztuki”, magią królewskiego Realu, jak i dzikimi górskimi ostępami wokół swej centrali skupionymi, nie mogła zdziwić wizja wyboru Madrytu, jako miejsca właściwego na mą pierwszą włóczęgę po tym kraju.
Jako,że wokół Madrytu wiele jest, oprócz oczywiście i samej stolicy byłej kolonialnej potęgi, miejsc wartych zobaczenia, wiele obiektów wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO, którą mimo wszystko traktować należy jako drogowskaz pozwalający wskazać właściwy kierunek eksploracji, nie lada ból głowy narodził się w mojej głowie. Należało w drodze eliminacji odrzucić pewne miejsca, a to zwłaszcza z uwagi na ograniczone możliwości czasowe, a to z uwagi na odległość od innych atrakcji wartych zobaczenia. Odtąd tak się zapamiętałem w lekturze, „ że na czytaniu trawiłem całe noce, od zmierzchu do świtania i całe dni, od świtu do zmierzchu, dlatego też i z braku snu , a zbytku czytania, tak mi mózg wysechł (omal), że aż nabiłem sobie wyobraźnię tym wszystkim, co w książkach ( i nie tylko) wyczytałem”. Idąc za popularną maksymą, że życie jak w Madrycie, nie mogłem sobie odmówić przyjemności porównania jej prawdziwości z rzeczywistością. Większą część zaplanowanej trasy miała jednakże stanowić włóczęga po Starej Kastylii – tj. Leonie, ostatnie dwa dni zostawiając sobie na stolicę Hiszpanii. Zrezygnować więc wypadało z położonych już w Kastylii Manczy, a więc na południe od Madrytu, osławionej ojczyźnie największego rycerza stąpającego po ziemskim padole - Don Kichota, takich atrakcji jak dawna Wizygocka stolica Hiszpanii, przepiękne miasto Toledo, czy też znana z wiszących domów (casas colgadas) Cuenca, dalej Alcala de Henares - słynąca z uniwersytetu, jak i będąca miejscem narodzin wielkiego pisarza Miguela de Cervantes'a, autora przygód o Don Kichocie . Wartym wizyty byłoby także Aranjuez , gdzie wznosi się barokowa letnia rezydencja królewska. Wszystkie te, również i multum kolejnych równie zaciekle do podróży inspirujących, wspaniałe miejsca musiałem sobie odpuścić świadomym będąc ograniczonych możliwości czasowych. Technicznie możliwym byłoby ich zobaczenie, ale nie byłoby to zgodne z moją dewizą podróżowania. Nie sztuką jest bowiem, uniesion dzikim konsumpcyjnym pędem, podążać ku wszelkim pozamaterialnym rozkoszom, tylko po to by móc powiedzieć,że się tam bylo. Zupełnie innym odczuciem jest możliwość kontemplowania historii i magii miejsca, budowania tej wewnętrznej świadomości o miejscu, które się właśnie widzi, nie ulegając turystycznej obsesji zaliczania.
Ostatecznym celem eksploracji, po długim, choć może i niekonicznie, zastanowieniu, wybrana została Stara Kastylia, jak zwykło się w czasach sprzed reformy przeprowadzonej w 1983 roku nazywać prowincję Kastylia – Leon. W przeszłości terytorium to, stanowiące 1/5 powierzchni kraju, było terenem wielu ważnych wydarzeń historycznych. To tutaj miał początek okres hiszpańskiej rekonkwisty, tutaj rozpoczęto proces scalania niespójnych wcześniej średniowiecznych królestw, w efekcie czego pod koniec XV w. pod rządami „Monarchów Katolickich” - Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego doszło do powstania królestwa Hiszpanii.To tutaj znajduje się najwięcej w całej Hiszpanii starych twierdz i zameczków, w których w dalszym ciągu panuje atmosfera pogranicza. W tej oto prowincji doliczono się 329 zamków, 129 kompleksów historycznych, 865 zabytków i 103 strefy badań archeologicznych. To tutaj znajduje się największa ilość hiszpańskich obiektów wpisanych na listę światowego dziedzictwa ludzkości UNESCO - trzy miasta (Avila, Segovia i Salamanka), katedra w Burgos, porzymskie kopalnie złota w Las Medulas, oraz szlak pielgrzymów Camino de Santiago. Każdego roku w większych miastach mają miejsce tradycyjne procesje Wielkiego Tygodnia znane w całej Hiszpanii. Również co roku w Valladolid odbywa się Międzynarodowy Tydzień Kina Światowego SEMINCI. To tędy właśnie ciągnął wspominany już szlak Camino de Santiago, kierujący się ku siostrze naszej Częstochowy, celowi pokutników, miejscu słynnych w średniowieczu pielgrzymek, tędy dusze szukające zbawienia udreptywały drogę kierując się kastylijskimi parowami, jazami i ścieżkami ku miastu Santiago de Compostela. Takich “tutaj” i “tędy” mozna by wymieniać bez liku. Dla spragnionych kontaktu z naturą, po zmęczeniu wywołanym przewijającymi się przed oczyma cudami architektury, sztuki, historii, których głowy wprost nabrzmiewają pod natłokiem różnych informacji, przyroda pozwala wypocząć na swym jakże bogatym w Kastylii – Leonie łonie (nawet się rymuje). Prowincję przecinają pasma górskie jak Sierra de Guadarrama, czy Sierra Gredos ( i inne), obfitujące w niezapomniane widoki,oferujące piękną górską scenerię, pełne malowniczych miasteczek i zamków. Kastylia- Leon jest wspaniała. Wkrótce i mnie dane było się o tym przekonać.