Rano wymeldowalem sie z osrodka Coral Beach w Hat Rin. Ceny przed Full Moon Party wzrosly dwukrotnie, wiec nie oplacalo mi sie zostawac tam dluzej. Wypozyczylem skuterka i ruszylem na poszukiwania nowej noclegowni. Po kilku probach trafilem wreszcie na odpowiednie miejsce. Po zalatwieniu formalnosci udalem sie na zachodnie wybrzeze wyspy. Jest tu w miare plasko, drogi doprowadzono do kazdej miejscowosci, wiec na motokrosowe wrazenia dnia poprzedniego nie ma co liczyc. Za to rozpedzic sie idzie na tyle, ze nawet nie wiadomo kiedy, ma sie setke na liczniku. Widoki rowniez mniej spektakularne. Odwiedzilem kilkanascie plazyczek. Owszem urokliwe - Chaloklum, Mae Haad, Haad Salad, ale porownania do tych ze wschodniego wybrzeza, szczegolnie plazy Than Sadet, nie wytrzymuja. Na zachodnim wybrzezu jest plasko, brak tak majestatycznych widokow gorskich zboczy, brak adrenalinowych doznan z samej drogi.
Troche objechalem Ko Phangan i przyznaje, ze glownie z uwagi na swe rozmiary, mniej turystyczna strone, mozliwosci skuterkowania po wyspie, odbywania trekkingow, wydaje sie ona ciekawszym miejscem niz Koh Tao. Tam w zasadzie jezdzi sie dla nurkowania, ewnetualnie czerpania przyjemnosci z nocnej strony zycia. Na Ko Phangan jest jakby spokojniej, przyjemniej dla zycia. Oczywiście poza okresem, kiedy zjezdzaja tu tlumy zadne technoorgii szumnie określanych Full Moon Party.
Jutro ruszam na ostatnia z wysp archipelagu - najwieksza i najbardziej turystyczna Koh Samui. Zobaczymy jak wrazenia.
Poki co spadam, lece obejrzec meczyki na plazy. Zapowiada sie na au revoir dla Francuzow.
Pozdrawiam