Po dotarciu do Puerto La Cruz okazuje się, że jednak mamy trochę szczęścia tego dnia. Za pół godziny odjeżdża ostatni autobus do Ciudad Bolivar. Przeczytawszy na wielu forach o arktycznych warunkach panujących w wenezuelskich autobusach zabieramy ze sobą polary do wnętrza pojazdu i wyruszamy ku celowi podróży. Latynoska muzyczka koi, daje o sobie znać zmęczenie, toteż większość trasy przesypiamy. Wychodzi na to,że będziemy późno w mieście, więc raczej dziś już nie załatwimy samolotu do Canaimy. Nie zobaczymy też miasta, po którym ponoć warto się poszwendać. Zwiedzanie go wieczorem nie wchodzi w rachubę, życie nam miłe. W naszym stanowisku utwierdza nas jeden z chłopaków w autobusie, który sugeruje zabranie taksówki wprost do hotelu.