Po dotarciu do Ciudad Bolivar, czynimy jak logika nakazuje. Bierzemy taksówkę wprost do hotelu. Pozostaje nam przenocowanie w hotelu najbliższym lotnisku w Ciudad Bolivar i liczyć, że rankiem uda nam się załatwić samolot do Canaimy. Obieramy hotel Laja Real, z którego na lotnisko jest raptem 5 minut piechotką.
Uff, ależ to był dzień, cały minął na przerzucaniu się z Margarity do Ciudad Bolivar. Po bodajże 15 godzinach w podróży padamy ze zmęczenia. Ale wrażenia przednie. Wiadomo, że łatwiej byłoby przerzucić się z Margarity samolotem, ale raz byłoby drożej, dwa nie mielibyśmy tej samej frajdy i poczucia dobrze wykonanego zadania. Poza tym, wprawdzie zza szyby, ale mimo wszystko liznęliśmy trochę wenezuelskiej kontynentalnej ziemi. Szkoda, że nie udało nam się zatrzymać w Cumanie, a zwłaszcza w cudownym Parku Narodowym Mochima na dłużej.
Rano wstajemy mozliwie wczesnie i pędem biegniemy na lotnisko. Sylwek zostaje z bagażami w hotelu. Cudem udaje nam się załatwić samolocik do Canaimy po wyjatkowo przystępnej cenie, jak również wymienić na lewo bolivary po niezwykle przyjaznym kursie. Wychodzi nam na to,że nasza wyprawa do Canaimy wyjdzie prawie 3 razy taniej niż gdybyśmy się wybrali przez którąś z agencji na Margaricie. Nasz lot startuje dosłownie za 15 minut, toteż pędem biegniemy po Sylwka i bagaże. Oczywiście, jak to bywa w Wenezueli wszystko przeciąga się w czasie. Mamy więc czas na zaspokojenie potrzeb żółądkowych. Jemy smaczne espanadas w restauracji na lotnisku oraz podziwiamy samolot, którym Jimmie Angel lądował na Ayuan tepui odkrywając przypadkiem najwyższy wodospad świata. Chłopaki, na widok małych awionetek, którymi mamy dolecieć do Canaimy, snują katastroficzne historie. Mnie aż rozpiera energia na myśl o kolejnej przygodzie. Lecimy w komplecie. Nas trzech, pilot i jakiś starszy wenezuelczyk. Miarowy terkot małego samolociku dodaje atrakcyjności lotowi. W dole widzimy cudowne oblicze wenezuelskiej ziemi, zieloną sawannę, wielki zbiornik wodny hydroelektrowni Guri ( trzecia największa na świecie), wreszcie tepui, które w coraz większej liczbie zaczynają wyrastać z wenezuelskiej sawanny.