Nasz pobyt w Delcie Orinoko niestety dobiegł końca. Piękne chwile trwają zdecydowanie zbyt krótko. Aż żal opuszczać to cudowne miejsce. Nasz szofer, brat Rogera (właściciel campingu w Piacoi i nasz przewodnik po Orinoko) dotarł po nas o czasie. Nasze zdziwienie nie znało granic. Nie przywykliśmy do punktualności w tym kraju. Wieczorem mamy dotrzeć do Ciudad Guyana, skąd rankiem kolejnego dnia mamy samolot powrotny na Margaritę. Żałuję, że nie możemy wrócić na wyspę drogą lądową. Pewnie przygód byłoby co nie miara, a i kilka ciekawych miejsc jeszcze byśmy po drodze odwiedzili. Choćby zakorzenioną w myślach jaskinię Guachara, czy też poprzednio ominięty stary fort w Cumanie. A propos fortu... W drodze do Ciudad Guyana mamy mijać jeden z większych fortów na Orinoko - dwufortowe Castillos de Guyana la Vieja. Dwa forty, majestatycznie przeglądające się swym odbiciom w otchłaniach Orinoko, strzec miały przed zakusami karaibskich piratów pierwszą hiszpańską osadę w Guyanie - San Tome. Niższy z nich San Francisco de Asis wzniesiono w latach 1678-1684 w miejscu dawnego klasztoru. Drugi, San Diego de Alcala zbudowano w 1747 r. na wzgórzu powyżej fortu pierwszego. Miał stanowić ostatnią linię obrony na wypadek zdobycia pierwszego z fortów. Niestety po niedługim czasie forty straciły na znaczeniu.
Mając sposobność przejeżdżania w pobliżu fortów, nie omieszkamy tam odbić. Nie odstraszała nas nawet typowo kapitalistyczna postawa naszego szofera, który za chwilowy postój w tym miejscu życzył sobie dodatkowej gratyfikacji. Kolejny raz uświadamiam sobie naocznie, że niestety w kraju Chaveza nic za darmo...
Same forty budzą podziw. W głowie wręcz suną wyobrażenia armat prujących powietrze w drodze ku pirackim łajbom. Liche szupiny rozłupują się na drobne, piracka szajka tonie w otchłaniach rzeki. Widok na potężne wody Orinoko skłania raz wtóry do zadumy nad pięknem wenezuelskiej przyrody. Szkoda, że miejscowa ludność nie jest choć w połowie tak nam przychylna jak tutejsza natura.