Z Arrifany kierujemy się na północ, obierając, być może nie najkrótszą, ale niewątpliwie najurokliwszą, drogę wzdłuż morskiego brzegu. W ten sposób docieramy do miejsca, które wywarło na mnie potężne wrażenie. Malutka, zupełnie pozbawiona turystów miejscowość Monte Clerigo, to moim zdaniem najpiękniejsza osada plażowa całej Portugalii. Wychwalane plaże regionu Algarve nijak się mają do walorów plaży Monte Clerigo. Ba, moim zdaniem to jedna z najpiękniejszych plaży, jakie w życiu danym było mi spatrzyć. Nie strzelają tu w górę smukłe palmy, nie kusi żar tropików, zamiast tego jest wiatr, potężne fale rozbijające się o brzeg, ciemnomodre morze, nijak mające się do uroków szmaragdowych wód tropikalnych. Nigdzie jednak, nie odniosłem wrażenia obcowania w miejscu, gdzie przyroda mogłaby aż w taki sposób dominować. Wskazywać widzowi, kto tutaj rozdaje karty, uraczać z pozycji przełożonego swoimi wdziękami. Ośmio kilometrowa plaża, bardziej przypominająca lotnisko, niż królestwo piaskowych zamków, ciągnie się aż po horyzont, Jej granice wyznaczają potężne klify, obejmujące niczym ramionami to, co oferuje najcenniejsze. Spędziliśmy tu szmat czasu, a miałem wrażenie jakby wciąż za krótki. Chciało się tu być i patrzeć, słowa były zbędne, podziw dla twórczej ręki natury aż zanadto widoczny w wybałuszonych oczach.