Rankiem zwijam sie z Savannakhet. Czeka mnie 250 km trasa na poludnie. Za miejsce docelowe obieram miejscowosc Pakse. Pogoda cos nie dopisuje. Wieje jak cholera, totez jazda jest dosyc uciazliwa. Coz nie zawsze zycie uslane jest rozami. I mimo, ze Laos jest dla mnie jedna z tych najpiekniejszych roz, cieszaca oko na kazdym kroku, czasem mozna chwycic w zlym miejscu i trafic na kolec :)
Generalnie motorek odzyl, chyba dobrze zrobila mu wczorajsza kuracja u mechanika. Smiga az milo. Ciezko bedzie sie z nim rozstac, chyba jeszcze popytam, czy moglbym go przemycic do Kambodzy. Pewnie mala lapowka otworzylaby niejedne drzwi. Tylko, czy bylaby to aby stosunkowo mala lapowka ?
Gdzie jest to slonce. Dzisiaj nie sposob go dojrzec. W sumie swieci codziennie, moze poza wyjatkiem dzisiejszego dnia, ale nie widac bym byl jakos zbytnio opalony. Choc w sumie to i tak jestem tu w najlepszym mozliwym czasie do zwiedzania tego pieknego kraju. Pogoda dopisuje, jest 25-30 C, slonce generalnie swieci, deszczu nie widac. Od lutego do kwietnia sa tu z kolei niesamowite upaly, siegajace ponad 40 C. Wiec nie jest to chyba zbyt dobry okres na zwiedzanie tego kraju. Z kolei pozniej, w czasie pory deszczowej mozna sie spodziewac czestych deszczy. Wychodzi na to, ze rzeczywiscie jestem w optymalnym okresie.
Do Pakse dotarlem popoludniu. Przyznam, ze miasto zrobilo na mnie calkiem przyjemne wrazenie. Jego stara czesc, podobnie jak kilka innych wczesniej widzianych miast, nosi slady francuskich wizjonerow i urbanistow. Ulice przecinaja sie prostopadle, dominuja stare kamienice, az tak dosadnienie nie widac w centrum typowo azjatyckiego chaosu. W dodatku wszedzie blisko. Poszwedalem sie troche po miescie, znalazlem kilka ciekawych miejsc, zaspokoilem potrzeby trawienne.
Od jutra ruszam w plener. Pakse jest dla mnie baza wypadowa do pobliskiej krainy Bolaven Plateau. Slynie ona z plantacji kawy i herbaty. Pewnie nie rozbudzi tak zmyslow jak widziane juz poprzednio przeze mnie w Azji plantacje herbaty, malezyjska Cameroon Highlands, a zwlaszcza cejlonska Kraina Wzgorz, niemniej wiele sobie obiecuje po tym miejscu. Trafilem przypadkiem, bodajze jeszcze w Luang Prabang, na ciekawy prospekt, na ktorym ukazywano w pelnej krasie tutejsze wodospady. Przyznam, ze ich widok, nawet na zdjeciach, gleboko wryl mi sie w pamiec. Mam nadzieje, ze wrazenia z bezposredniej wizytacji tego miejsca beda jeszcze bogatsze emocjonalnie.
Z Pakse zamierzam uderzyc tez do miejscowosci Champasak, gdzie znajduje sie jeden z dwoch laotanskich obiektow wpisanych na liste UNESCO (drugi to miasto Luang Prabang). Mimo, ze slyszalem wiele niepochlebnych opinii o tym miejscu, nie pozwole sobie, jako kolekcjoner miejsc z owej listy, nie zaznaczyc swej bytnosci tamze.