Polozona w okolicach Kepu wyspa Koh Tonsay, lepiej znana w swiatku turystycznym jako Wyspa Krolicza, byla moim podrozniczym celem na kambodzanskiej ziemi juz od pradawna. Mimo, ze od czasu wyczytania pierwszych wzmianek o tym dziewiczym zakatku Kambodzy, minelo troche czasu, wyspa w dalszym ciagu zachowala swoj wolny od typowych konsumpcyjnych przywar czar.
Niewielkich rozmiarow wysepka, zadnym rozplywania sie nad jej urokliwoscia, proponuje piekne, dzikie plaze, lapczywie chwytajace kokosy spadajace wprost ze strzelistych palm. Wyspa zaprasza do odbycia wedrowki w jej interior, ku dzikiej dzungli, ku kilku rybackim wioseczkom, ku bagnom strzegacych niektorych dziewiczych zakatkow tego miejsca. Wyspa zachwyca wreszcie swym wolnym od konglomeratow i resortow turystycznych, prostym obliczem. Turystom proponuje sie lezenie w hamaku pod nadbrzeznymi palmami, badz rozwieszonym na werandzie ich malutkich rybackich chatek, w ktorych oprocz lozka i moskitiery, nie sposob doswiadczyc innych sladow cywilizacyjnego postepu ludzkosci. Elektrycznosc dostarcza swiatla tylko przez 3 wieczorne godziny. W efekcie spragnionym podziwiania nocnej szaty wyspy, nieba pelnego gwiazd, pozostaje hustanie sie w hamaku w zupelnych ciemnosciach.
Chyba jedyna przywara wyspy, jaka zdazylem zauwazyc, jest stosunkowo ubogie otoczenie koralowe, w zasadzie jego brak. W efekcie nie moze byc tutaj mowy o nurkowaniu, ba nawet snorklowanie rozczarowuje. Pozostaje hustanie sie w owym hamaku, kontemplowanie wszechobecnej ciszy i spokoju. Wyspa tymi zaletami rzeczywiscie zachwyca. Brak barow, dyskotek sprawia, ze ta bardziej rozrywkowa czesc backpackerskiego srodowiska tutaj na szczescie nie trafia. Chyba nie dla nich korzystanie z glownego waloru wyspy, jakim jest nieziemski spokoj w otoczeniu cudownie pieknej natury. Chyba nie dla nich kosztowanie kazdego promyka z magicznie zachodzacego w morskie otchlanie slonca. I niech tak zostanie, niechaj wyspa nadal bedzie oaza spokoju, synonimem nieskalanego cywilizacyjnym postepem, masowym konsumpcjonizmem, miejsca. Oby jak najdluzej... Oby...
P.S. Ależ fajne to uczucie znów wygrzac stare kości w ciepłym morzu. Zwłaszcza, jeżeli o głowę rozbijają się myśli, że to koniec grudnia :)