Kambodzanskie wyspy sa po prostu fantastyczne. Mojej opinii nie zmieni nawet fakt, ze nie sa one byc moze az tak niebiansko piekne na pierwszy rzut oka, jak chocby te tajskie. Piasek nie zawsze jest idealnie bielutki, woda nie zawsze idealnie przezroczysta, palmy nie zawsze okupujace pierwszy nadplazowy szereg drzew. Kambodzanskie wyspy, moge mowic w liczbie mnogiej, w koncu widzialem ich kilka, emanuja inna, niespotykana cecha. Sa idyllicznie spokojne, pozbawione konglomeratow, resortow turystycznych, z przenikajaca cisza, przerywana jedynie chlapnieciem rybiego ogona o wode, podspiewywaniem ptaszkow zamieszkujacych interior. Tragiczne czasy Pol-Potowskiej rzezi zatrzymaly rozwoj cywilizacyjny wysp, pozostawiajac ich pierwotny, nieskazony komercyjnym znakiem czasu, charakter.
Wszystkie kambodzanskie wyspy mnie zachwycily, kontemplowalem cisze, szukalem swoich wlasnych sciezek, cieszylem sie kazda chwila spedzona poza ramami wyznaczonymi cywilizacja. Nie straszne mi byly prymtywne warunki noclegowe, gdzie za noclegownie sluzyly domki zbite z paru dech. Nie straszny byl brak telewizora, internetu, nie brakowalo i innych wygod cywilizacyjnych. Korzystalem z powrotu do korzeni, korzystalem z czegos co ludzkosc utracila, kosztem swegu cywilizacyjnego pedu ku korzysciom materialnym.
Chyba najpiekniejsza z wizytowanych przeze mnie wysp byla ta ostatnia widziana - Koh Rong Samloem. Oddalona 2 godziny podrozy lodzia z sihanoukvillskiego portu, przenosila w krolewstwo ciszy, spokoju, ziemskiego raju. Nie docieraly tu rzesze rozwrzeszczanej mlodziezy brytyjskiej, nie docieraly megabity huczacych do rana dyskotek, nie splywaly rzeki alkoholu. Panowal nieziemski, idylliczny raj. Trzy dni tutaj pozwolily naladowac akumulatory przed powrotem do cywilizacji. Kilometry dziewiczych plaz po prostu rzucaly na kolana, podobniez odcienie okolicznego, tutaj akurat wybitnie przezroczystego morza.
Czas wypelnialem nurkowaniem w bezkresach pieknie szmaragdowego morza, czasem zadowalalem sie samym snorklowaniem, podziwiajac bogactwo i roznorodnosc miejscowych raf. Spacerowalem urzeczony spokojem miejscowych przepieknych plaz, przemierzalem brzegi dzungli wypelniajacych wyspiarski interior. Sama wyspa jest ledwie tknieta przez ludzkosc oaza dziewiczej natury. Zaledwie kilka jej krancowych brzegow zajmuja osady rybackie, do ktorych niesmialo przylaczono turystyczne, spartansko cudowne bungalowy. Niesamowicie zajmujacym bylo samo podpatrywanie zycia mieszkancow owych osad rybackich. Uczylem miejscowych grac w pilke, uswiadamialem, ze sport ow polega nie tylko i wylacznie na bieganiu. Wieczory wypelnialy rozmowy przy swietle swiec z innymi z kilku tylko przybyszow z innego, cywilizacyjnie bogatego, ale czy rownie wartosciowo bogatego?, swiata. Jako, ze swiadomosci milosnikow wystawnego zycia, wyspy sa zupelnie obce, nie sposob spotkac tu osoby juz na wskros przesiakniete zgubnym wplywem pedzacej globalizacji konsumcyjnej. Wyspy to w dalszym ciagu raj dla osob poszukujacych wyciszenia, kontaktu z natura w jej pierwotnej, nieskazonej postaci. I pomyslec, ze ucieczka do innego swiata zajmuje tylko dwie godziny.
>Wizytacja kambodzanskich wyspepek byla dla mnie duchowa uczta, pozwolila spojrzec na swiat innym okiem. Szkoda, ze takich miejsc na swiecie coraz mniej. Szkoda, ze coraz wiecej z nich pada lupem konsumpcyjnych pobudek ludzkosci. I kambodzanskie wyspy czeka los podobny ich tajskim odpowiedniczkom. Zaslyszalem, ze i tutaj w planach jest wybudowanie lotniska wewnatrz wyspy, wzniesienie poteznych kolchozow turystycznych, zaburzenie idyllicznego spokoju. I tutaj pod noz pojda okoliczne lasy, zapelnione zostana miejscowe plaze, zasmiecone okoliczne morze. I tutaj natura i jej nieoceniony wplyw dla ludzkosci ustapia przed potrzebami swiata mamony. Ciesze sie, ze zdazylem jeszcze zobaczyc takie skarby, nim wkrocza tu buldozery, koparki i inne synonimy wynoszenia takich dzikich miejsc na poziom materialnego koncumpcjonizmu. Ciesze sie, ze zobaczylem rajskie miejsca, w ich pierwotnej postaci. I one odchodza zdecydowanie szybko. Proces juz zapoczatkowano. Jedna z okolicznych wysp przejeli na wlasnosc Rosjanie, rozpoczynajac zgubna transformacje okolicy.
Byc moze bedzie mi danym przebywac na wyspach zdecydowanie dluzej niz planowalem. Otrzymalem propozycje pracy w branzy nurkowej na wyspie. Moglbym odbywac nieograniczona liczbe nurkowan, podnosic swoje nurkowe kwalifikacje, wejsc na profesjonalny poziom nurkowania. Otrzymalbym wlasny domek, wlasny sprzet, bezplatne wyzywienie. Wszystko za promesse pracy przez kilka miesiecy dla miejscowej szkoly nurkowej. Propozycja wydaje sie jak najbardziej warta rozwazenia. Obiecalem dac odpowiedz w mozliwie najszybszym czasie. Poki co, chce jeszcze zobaczyc kilka innch skarbow kambodzanskiej ziemi. W koncu nie widzialem jeszcze samego Angkoru.
P.S. Z rzeczy mniej przyjemnych, czeka mnie naprawa aparatu, ktorego wodoszczelnosc po kilku latach uzytkowania, niestety zawiodla. W efekcie wiekszosc zdjec z wyspy musialem wykonac telefonem. Ich jakosc niestety nie rzuca na kolana :( Koniecznym jest tez wyleczenie piety po jej spotkaniu w cztery oczy z jezowcem. Do tego wszystkiego konieczny jest powrot do cywilizacji :) Z czego akurat dosyc srednio sie ciesze :)