Znow jestem w stolicy. Tym razem dotarlem nieco inaczej niz poprzednio. Podwozke, darmowa, zaproponowala mi sympatyczna parka z Australii, z ktora nurkowalem na Koh Rung Samloem. Jako, ze nie bardzo po drodze bylo mi spedzenie nocy w rozdudnionym megabitami techno muzyli Sihanoukville, postanowilem przystac na ich propozycje. O polnocy dotarlismy do Phnom Pehn. Dobrze, ze byly jeszcze wolne miejsca w przydworcowym hostelu. W efekcie nie musialem blakac sie po nocy po kambodzanskiej stolicy. Dzisiejszy dzien spedzilem relaksacyjnie, nadrrabiajac zaleghlosci w blogu, naprawiajac aparat, probujac podleczyc bolaca piete. Z racji ostatniego powodu staralem sie narazac na zbyt wyczerpujace marszobiegi. Mimo tego bol w nodze dalej jest odczuwalny. Ze tez jezowiec musial akurat dazyc do spotkania z moja stopa.Nie zamierzalem tez zbytnio zwiedzac miasta, w koncu juz ostatnim razem spenetrowalem je dosyc doglebnie :) Wloczylem sie glownie po okolicy dworca centralnego, czekajac az naprawia mi aparat. Mimo, ze pewnie widzac biala twarz nieco zawyzyli cene jego naprawy (az 40 USD), musialem go naprawic. koszt zakupu nowego, w dodatku mnie interesujacego, bylby zdecydowanie wyzszy. Odebrawszy wieczorem naprawiona wlasnosc, moglem zakupic wymarzony bilet autobusowy ( 5 USD) do Siem Reap. Jutro wczesnie rano, przywyklem juz do wczesnego wstawania, uderzam na spotkanie z jedna z najwiekszych atrakcji Kambodzy, z jedna z najwiekszych chlub ludzkosci, dowodem na wielkosc cywilizacji nie tylko bialego czlowieka, ale rowniez tej azjatyckiej, ruszam na spotkanie z cudownym kompleksem Angkor.
Juz sie nie moge doczekac.