Dzisiaj zdalem sobie sprawe, ze rzeczywiscie juz czas opuscic Ko Chang. Im dluzej odwlekam te decyzje, tym gorzej na tym wychodze. Wyspa podoba mi sie bardzo. Zjezdzilem ja wzdluz wszerz, podejrzalem wiekszosc plaz, przeszukalem wiele ukrytych zakamarkow. Wystarczy. Tym bardziej, ze ostatnio bylo az nadto imprezowo. Poznalem ciekawa grupe Hiszpanow, a jak wiadomo Ci lubia sie zabawic. Troche mnie wciagneli w ten rytm. A jak wiadomo, co za duzo to nie zdrowo...
Chyba najciekawszym, ba na pewno najciekawszym miejscem na wyspie jest jej wschodnie wybrzeze. Pisalem zreszta o tym juz ostatnio. Pewnie dlatego tyle razy kierowalem swoj jednoslad wlasnie w tym kierunku. Widzialem wiele pieknych zatok, kilka calkiem urodziwych plaz. Porazaly krasa.Szczegolnie upodobalem sobie zatoke umiejscowiona dokladnie w pysku slonia (ksztalt wyspy). W owej zatoce znajduje sie kilka cudownych, malych wysepek, wygladajacych niczym strawa pochlaniana przez sloniowa paszcze. W otoczeniu zatoki bryluja potezne gorzyska. Wszystko to sprawia, ze zatoka prezentuje sie nadzwyczaj urokliwie. Jezdzilem tu sobie i podziwialem, plywalem, rozkoszowalem widokami, uswiadamiajac sobie jakim szczesciarzem jestem. Sympatycznym miejscem jest tez plaza Pearl Beach. Nie zachwyca pocztowkowymi widokami. Rzekl bym nie wyrasta ponad przecietnosc. Nie warto fatygowac sie by tu dotrzec. Tyle innych miejsc do wylegiwania sie w bielutkim piasku oferuje wyspa. Jest jednak jeden potezny argument miejsca, niesamowicie wciagajace miejsce snorklowe. Przyznam szczerze, ze jedno z lepszych, w jakim mialem okazje byc. Snorkluje sie tu posrod poteznych krzaczorow i wodorostow. Wrazenie jakby sie plywalo w tunelu, posrod bogactwa podwodnej flory pobudza zmysly estetyczne. Jezeli dodac do tego bogactwo morskiej fauny, mase maluczkich rybek, roznorako kolorowych, kilka calkiem pokaznych, nie dziwota, ze nie chce sie wychodzic z wody. Kolejny raz pomyslalem o swoim niesamowitym szczesciu. Miast patrzec na zimowa bryje za oknem, sniezna zawieruche wprowadzajaca w stany depresyjnego zniesmaczenia, korzystam z urokow zycia. Chwytam szczescie za pysk i probuje go trzymac jak najdluzej. Dla mnie najwiekszym szczesciem jest to, ze mam sposobnosc podziwiac piekno otaczajacego swiata. Mam sposobnosc osobiscie zaswiadczyc, jak ow swiat jest piekny. Czyz to nie wystarczajace przeslanki by uznac sie za szczesciarza ? Dla mnie wystarczajace.