Jak to już mam w zwyczaju, staram się wychodzić swoim podróżniczym żądzom naprzeciw zwłaszcza jesienią, gdy już dokazuje słota, spodenki lądują w szafie, parasol staje się najwierniejszym druhem spacerów. Wówczas, gdy pryska, wraz z odejściem babiego lata, ostatnia nadzieja, gdy wakacjami żyją już tylko wspomnienia, przedłużam sobie błogi letni czas rekonesansikiem w południowe zakamarki Europy. Tam, gdzie słońce jeszcze grzeje intensywnie, nie skazując jednak wrażliwej skóry na stan przypieczenia, gdzie morska woda jeszcze przyjazną ciału jest, wreszcie pogoda ducha miejscowych trwa po bratersku z tą meteorologiczną. Plusem jesiennych wojaży są też stosunkowo niższe ceny niż w wysokim sezonie, również atrakcje turystyczne wolne od całej, przelewającej się rzeszy turystycznej braci.
Planem na tę jesień była Grecja. Marzyły mi się tamtejsze wysepki, skąpane w jesiennym słońcu, przemierzanie ich połaci wynajętym skuterkiem, kroczenie wokół sterty kamieni, świadczących o wielkości dawnego helleńskiego świata, zawieszone hen wysoko pomiędzy skałami klasztorne meteory.... Można, by marzyć w nieskończoność...
Niemniej albo to nie trafiłem odpowiedniej oferty, nadmieniam że podróżuję w sposób wyłącznie indywidualny, unikając ofert wyjazdów zbiorowych, albo wyczekując innej możliwości zaprzepaszczałem (lepsze jest wrogiem dobrego) wydawałoby się tej satysfakcjonującej. Wreszcie musiałem też uwzględnić możliwości urlopowe mojej towarzyszki przyszłych wojaży, a te niestety prezentują się nad wyraz mizernie.
W efekcie lecę do Chorwacji, w dodatku drogą okrężną, bo któż to widział dotarcie do Chorwacji drogą na zachód, poprzez Belgię. Zaważył powód prozaiczny, mianowicie satysfakcjonująca cenowo kwota lotu ( niecałe 200 zł - http://www.krakolot.pl/tanie-przeloty-do-chorwacji/) dająca możliwość odskoczyć na kilka zaledwie dni, w ramach urlopowych możliwości mojej towarzyszki. Poza tym destynacja ta odpowiadała moim wyobrażeniom, co do miejsca moich jesiennych wojaży. Ciepło, zarówno powietrze, jak i woda, swobodnie jeżeli chodzi o liczbę turystów, wreszcie jakby i dziewiczo. W końcu moja stopa na Bałkanach, w tym i w Chorwacji nie stanęła, Swoje też zrobiła i ta urokliwa i niebywale melodyjna promocja mojego miejsca docelowego - http://www.youtube.com/watch?v=wet_r8VIV4E.
Wyląduję w Zadarze. W związku ze zdecydowanie zbyt przykrótkawym okresem pobytu na chorwackiej ziemi, pozwolę sobie poruszać się wyłącznie w granicach północnej Dalmacji, a więc regionu w którym moja docelowa destynacja się znajduje. Najwłaściwszym wydało mi się znalezienie bazy noclegowej w samym Zadarze, tym razem nie widzę sensu przerzucać się z miejsca na miejsce, najlepiej w obrębie jego starówki. Tam chyba najlepiej będzie w stanie udzielić mi się atmosfera nadbrzeżnej, chorwackiej rzeczywistości. Wyobrażam sobie, że pełnej tawern, gwarnej chorwackiej muzyczki, ciekawych ludzi, kojącego szumu morza. Po stosunkowo dostępnych cenach, w porównaniu do ofert hotelowych, idzie tu znaleźć do wynajęcia cały apartament. Startując z owej bazy wypadowej zamierzam pokrążyć po okolicy, wciskać nos, jak mam w zwyczaju, węsząc za ciekawymi miejscami i przygodami. Mam oczywiście punkty betonowe, miejsca takie, które koniecznie muszę odwiedzić. Mam zamiar bowiem :
- poszwendać się uliczkami Zadaru, starając się chłonąć na każdym kroku jego śródziemnomorską atmosferę. Być może znajdę dowody na to, że rzeczywiście można miasto określać mianem "małego chorwackiego Rzymu". Będzie to o tyle sympatyczne, że towarzyszyć mi będzie równie, bądź bardziej sympatyczna osóbka :)
- łapać ostatnie podrygi letniego tu jeszcze słońca, wylegując się na którejś z okolicznych plaży. Po głowie zwłaszcza chodzi mi odskoczenie na którąś z pobliskich wysepek. Problem tylko, że jeszcze nie bardzo wiem którą. Może ktoś podzieli się ciekawymi sugestiami i sposrzeżeniami ??? (Pag, Ugljan, Kornat, może inne bliskie Zadarowi ???
- wreszcie odwiedzić znajdujący się na liście UNESCO, co już stanowi odpowiednią rekomendację, Park Narodowy Jezior Plitwickich.
Pod rozwagę biorę też Park Narodowy Krka. Ktoś poleca go kosztem Pltwic. Osobiście chyba skłaniam się jednak ku temu sławniejszemu,
- o ile starczy czasu wskoczyć do Szibenika. I tutaj unescowska łatka, przypięta z honorami na jego oblicze, zachęca do jego odwiedzin. Raczej odpuszczę sobie Trogir, mimo że słyszałem że niebywale urokliwym jest, z racji braków czasowych. OJ, że też Dorota ma tylko tyle urlopu !!!
Wydaje mi się, że do tych dalszych destynacji, ot choćby Jezior Plitwickich, łatwiej będzie mi dotrzeć, mając samochód. Z tego co patrzyłem w internecie, ceny u lokalnych przewoźników nie są zbyt wygórowane. Pozwoli mi to też odskoczyć w inne miejsca.
Tyle, jeżeli chodzi o plany na chorwackiej ziemi.
Muszę jeszcze coś wymyślić, jeżeli idzie o Belgię. W końcu trochę czasu podczas międzylądowania będę miał. Z tego, co czytam po różnych forach, miasto Charleroi wydaje się średnio ciekawe. Chyba jednak, miast siedzieć na lotnisku, skuszę się na wypracowanie w tym względzie własnego osądu.