Jak we wcześniejszym poście już pisałem ponad 2,5 mln Medan nie robi na nas wrażenia. Wręcz przeciwnie, przytłacza, i to aż do tego stopnia, że aż odechciewa się dosłownie wszystkiego. Szczególnie, gdy co rano budzi nas przeciągłe i zawodzące nawoływanie muezina do modlitwy, dobiegające z pobliskiego meczetu. Gdy ledwie powłócząc nogami opuszczamy hotel, natrafiamy na płynące z każdej strony morze spalin, hałasów i innych niedogodności. Samo przejście przez drogę jest nie lada wyzwaniem. Nigdy nie potrafiłbym mieszkać w wielkim mieście. Niestety zmuszeni zostaliśmy zostać tutaj jeszcze jeden ze dzień. Specjalnie dla Marianka. Za radą miejscowych wysłaliśmy go bowiem do miejscowego masażysty-nastawiacza kości, zwał jak zwał, by swymi magicznymi rączkami przyniósł trochę ulgi dla jego bolącego ramienia.
Po drugie uznałem, że dzień dodatkowego rekonesansu się przyda w kontekście nadchodzącego wielkimi krokami okresu wzmożonej aktywności w postaci trekkingu w dżungli, czy też następującej później wspinaczce na jeden z sumatrzańskich wulkanów. Oj, relaks jest jak najbardziej wskazany.
Liczyłem, że być może uda się też nadrobić zaległości na niniejszym blogu. Brak jakiegoś sterownika sprawia, że niestety nie mogę załączać zdjęć bezpośrednio z mojego tabletu. A internet działa tu zdecydowanie wolno. Proszę więc o wyrozumiałość.
Popołudnie, zmęczeni przywarami wielkiego miasta, spędziliśmy na ekskluzywnym basenie hotelu Danau Toba. Leżenie w cieniu strzelistych palm, pływanie w krystalicznie czystym basenie stanowiło miłą odskocznię od realiów medańskiej ulicy. Zwłaszcza, że ponownie jako bule, nieskromnie wspomnę że tym razem głównie ja, stanowiliśmy atrakcję dla miejscowych kobiet.
Od jutra czeka nas prawdziwe wyzwanie, dwudniowy treking przez dzikie ostępy jednego z ostatnich ostańców tropikalnego lasu, mianowicie Park Narodowy Gunung Leuser. Spanie wewnątrz dżungli, przedzieranie się przez jej niedostępne połacie, mam nadzieję spotkanie z jej główną atrakcją - orangutanem, zapowiada się przygoda, o jakich się marzy od szczenięcych lat. Dla jednych marzenia nie wykraczają poza sferę marzeń, dla nas już od jutra przybiorą postać rzeczywistości. Naznaczonej hektolitrami wylanego potu, pogryzieniami przez różnego rodzaju paskudztwa, brakiem tchu w płucach, ale mimo wszystko stanowiącej spełnienie tych najgłębiej ulokowanych w podświadomości marzeń...