Dotarłem do punktu startowego. Yangon znów przywitał mnie swym urokliwym chaosem, miasta brudnego, zakurzonego, ale na swój sposób pięknego. Miasta kolonialnego charakteru, azjatyckiego nieładu, ale przede wszystkim siedliska wspaniałych ludzi. Takim go pamiętam od poprzedniej wizyty, takim go zapamiętam pewnie już na zawsze.
Trzy i pół tygodnia wojaży po Myanmarze niechybnie dobiega końca. Z problemami (jakieś zatrucie pokarmowe), ale jednak domknąłem swoją pętle po myanmarskiej ziemi. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Tak na gorąco pewnie dopuściłbym się kilku niedopatrzeń. Pewnie nie objąłbym należytymi słowami wrażeń z mojej eskapady po tym cudownym kraju. Kilka lat czekałem na odwiedziny tego kraju, pewnie i klika lat za późno tu dotarłem, kilkanaście albumów przejrzałem, relacji, przewodników i książek przeczytałem. Przez to i wiele oczekiwałem. Jeżeli ktoś spyta czy warto było, czy spełniłem swoje oczekiwania? Odpowiem, warto jak cholera. Marzenia są piękne już w chwili ich powzięcia, najpiękniejsze jeżeli choć w części się spełniają. Pakujcie manatki i jedźcie do Birmy. Nie słuchajcie nieprzychylnych opinii na różnych forach podróżniczych, nie wierzcie w wywindowane ceny, tragiczny transport, przereklamowane miejsca. Uzbrójcie się w cierpliwość, dozę pogodnego nastawienia, przyzwyczajcie do niedogodności, koniecznie zabierzcie uśmiech. Wzamian dostaniecie gamę najcudowniejszych z możliwych doznań. Doznań takich, których nawet kilkuzerowe konto nigdzie indziej na świecie nie jest w stanie Wam zapewnić. Dostaniecie na tacy świat z czasów Waszych dziadków, świat parowców, starych pociągów, rozklekotanych autobusów, bryczek, kolas, zaprzęgów bawolich, wszystkiego co Wam wyobraźnia podpowie. Dostaniecie świat złotych pagód, rozsianych hen po horyzont stup bagańskich, świat starych mostów kolejowych, tekowych, szafranowo odzianych mnichów, kowbojów na bawołach, przeżuwaczy betelu, drewnianych domków z wyszuszanym chili u ich progu. Spotkacie ludzi różnych wiar, różnych mniejszości etniczych, różnych ras, ludzi zadowolonych ze stanu swego posiadania. Mimo, że w naszym świecie byliby obrazem rozpaczy i ubóstwa, tutaj prężnie unoszą głowy do góry, chętnie przystając na rozmowę, służąc radą. Przyjedźcie do Birmy. Zobaczycie, jak ludzie potrafią cieszyć się życiem nie mając wypasionych samochodów, bram na pilota, silikonowych cycków, wybielanych zębów. Tutaj nie trzeba być bogatym, by potrafić cieszyć się życiem. Przyjedźcie, może to zrozumiecie... Przyjedźcie po cudowny, szczery, rozwarty od ucha do ucha uśmiech. Taką Birmę, uśmiechniętą, piękną i pogodną radością swych ludzi zapamiętam. Właśnie w takich miejscach człowiek przekonuje się czym jest świat starych wartości, świat odchodzący powoli do lamusa. Przyjedźcie odwiedzić ten stary, birmański świat. Wrócicie bogatsi o coś, czego nawet pełne konto wraz z otwartym rachunkiem debetowym nie zapewnią.
Przyjedźcie...
P.S. Przy okazji bicia w żałobne tony, chciałbym niniejszym serdecznie podziękować za wspaniałe towarzystwo podczas mojej myanmarskiej wyprawy moim kompanom - Gabrieli, Krzysztofowi i Shawnowi. To była przyjemność przez duże P.