Trochę się ostatnio nie odzywałem, co nie znaczy, że nic ciekawego się nie działo. Co to to nie. Działo się aż nadto, o czym w wolnych chwilach napiszę, uzupełniając bloga. Proszę więc zaglądać regularnie, do moich poprzednich postów. Będzie ciekawie. Będzie coś dla każdego, wątek romantyczny, motoryzacyjny, będzie trochę przemyśleń. Wiele się działo w okresie okołoświątecznym w moim życiu. Na tyle, że zmuszony byłem odłożyć planowaną przeprowadzkę do innego kraju - Bangladeszu, na okres późniejszy. Zresztą zbytnio tego kroku nie żałuję, lepiej spędzać Święta Bożego Narodzenia, w bliższej sercu, chrześcijańskiej atmosferze, niż, bez jakiegokolwiek odniesienia, przejść do porządku dziennego, a tak niewątpliwie byłoby w muzułmańskim Bangladeszu. Załatwiłem, za drobną dopłatą, że mój bilet lotniczy do Bangladeszu nie przepadł. Z drugiej strony, ciągle jestem na Filipinach nielegalnie. Moja miesięczna wiza skończyła się. Udałem się tym samym do odpowiedniego biura imigracyjnego o wydanie nowej. Niestety okazało się, że w okresie świątecznym placówka ta niezwykła przejmować się takimi grzesznikami jak ja, najzwyczajniej zamykając na cztery spusty swe podwoje. Dobrze, że Filipiny to nie kraj innej szerokości geograficznej. Za takie naruszenie przepisów wizowych przyszłoby mi spędzać święta w zaciszu więziennej celi. Doświadczenie to zapewne interesujące, choć mimo wszystko wolałbym być uboższym o takie przeżycia.
I co dalej zapytacie. Odpowiem. Zostaję jeszcze trochę na Filipinach. Ruszam na wynajętym na dłuższy okres, po bardzo zresztą przystępnej cenie, motorze na południe Filipin, ku wyspom Visayas. Nie sam. W Manili poznałem ciekawego Kanadyjczyka Daniela. Zostaje on na Filipinach dosyć długo, toteż zakupił nowiutki motor. Postanowiliśmy połączyć siły. Pierwotnie myślałem o kupnie używanego motorka. Ostatecznie przekalkulowałem i wynegocjowałem wypożyczenie motora z wypożyczalni. Przez najbliższy czas będę posiadaczem całkiem urodziwej motoryzacyjnie hondy o typowo crossowym podbiciu. Dzięki niej znowu będę robił, to co lubię najbardziej. Niczym wolny ptak będę pokonywał kolejne kilometry na drodze. Będzie ona uciekać, ja ją będę gonił. I tak w kółko. Najważniejsze, że znowu poczuję, co to znaczy być niezależnym, wolnym, mieć nieograniczoną swobodę. Znów poczuję powiew wiatru na policzkach, smród ulicy, uśmiech lokalnej ludności. Znów, mam taką nadzieję, doświadczę choć namiastkę niecywilizowanej, orientalnej, pięknej Azji.