Niestety pogoda w dalszym ciągu, mówiąc eufemistycznie, nie rozpieszcza. Leje i przestać nie chce. Wszelkie prognozy pogodowe nie rokują jakichkolwiek nadziei na poprawę w najbliższym czasie. W efekcie zmuszony jestem do coraz bardziej zamaszystego okrajania swego planu motorkowych wojaży. Wyspy Siqijor i Apo już poszły w odstawkę. Cóż to w końcu za przyjemność je penetrować w takich warunkach pogodowych. Ale ręcznika jeszcze nie rzucam. Jeszcze powalczę w tej zdawałoby się przegranej walce. Choć determinacji we mnie coraz mniej. Na początku moich wojaży po Filipinach nadużywałem słowa piękne, na opisanie otaczającej mnie rzeczywistości i towarzyszących temu odczuć. Ostatnio coraz bardziej moje werbalne zasoby przesiąkają niecenzuralnym słowem k...wa. Bo cóż to za przyjemność motorkować, gdy jesteś kompletnie przemoczony. Gdy woda wlewa i przelewa Ci się wszędzie, gdy palce drętwieją od trzymania manetki gazu. Gdy zmuszony jesteś niustannie przecierać zalane wodą oczy. Żadna, prawda.
Daliśmy jeszcze szansę sobie i pogodzie. Pojechaliśmy wschodnim wybrzeżem wyspy Negros do miejscowości San Carlos. Stamtąd, mamy nadzieję, kolejnego dnia przerzucimy się promem na sąsiednią wyspę Cebu. Widoki w drodze byłyby zapewne przednie. Niestety sąsiednia wyspa Cebu tonęła w ciężkawych chmurach, podobnie jak całe wybrzeże Negros. Nam pozostalo przezwyciężyć trudności na naszej drodze i przedostać się do San Carlos. Kolejnego dnia powinny zapaść kluczowe decyzje.