Niestety. Rzuciłem ręcznikiem. Odwrót zarządzony. W związku z tajfunem nad tą częścią Azji, w tym nad Visayasami, gdzie aktualnie motorkuję, odwołano mój prom na Cebu. Pozostało mi nic innego, niż schować dumę do kieszeni i ruszyć w drogę powrotną. Pogoda sprowodowała, że coraz bardziej okrajałem swój plan. Przedłużające się ulewne deszcze sprawiły, że straciłem również i ochotę. Jakoś nie umiem znaleźć w sobie euforii w przeżywaniu przygód w takich pogodowych okolicznościach. Prognozy pogody potwierdzają, że w najbliższym czasie nie ma nadziei na poprawę. Usłyszałem zresztą gdzieś w telewizji, że na Tacloban spadło wczoraj 450 mm deszczu. Nie wiem, czym sobie Ci biedni ludzie zasłużyli, ale ostatnimi czasy dotykają ich niesamowite nieszczęścia. Wpierw potężny supertajfun Yolanda zmiótł ich miasto z powierzchni ziemi, teraz gdy mozolnie próbują stanąć na nogi, dotyka ich kolejny żywioł.
Pożegnałem Daniela, mojego dotychczasowego kompana motorkowego, on zostaje tu na dłużej, mając nadzieję na doczekanie się lepszych czasów. Postanowiłem, że w ramach mojej powrotnej drogi pojadę inną trasą, niż dotychczas. W efekcie zatoczę pełną pętlę nad wizytowanymi wyspami Visayasów. Czy to był dobry pomysł ? Wątpliwości począłem mieć niedługo po opuszczeniu San Carlos. Nie dość, że lało jak z przysłowiowego cebra, to jeszcze droga przez północne rubieże Negros była delikatnie mówiąc katastrofalna. Dziurawa jak sito. W efekcie nie raz jechałem z prędkością nie większą niż 20 km/h. Zdążyłem zauważyć, że przemierzam bardzo ubogie tereny. Ludność najczęściej zamieszkiwała w bambusowych chatkach, prowadząc bardzo ubogie życie. To z pewnością najuboższe tereny, które przyszło mi do tej pory przejeżdzać. Pewnie i dlatego stan dróg w tych okolicach odstawał od średniej filipińskiej, jakby równając do tutejszej jakości życia. Jakoś tak zazwyczaj jest, że tam gdzie bieda, tam i ludzkie potrzeby bywają częściej zapominane przez odpowiednie władze, niestety...
W końcu, później niż planowałem, dotarłem na powrót do Bacolod. Zatoczyłem tym samym po 8 dniach pełną pętlę wokół wyspy Negros. Wydała się ona całkiem urokliwa, zwłaszcza jej południowe rubieże. Niestety z uwagi na warunki pogodowe nie było mi w pełni danym przekonać się o jej walorach.
Jutro wracam na wyspę Panay. Tym razem nie jak poprzednio przez wyspę Guimaras, leżącą po środku drogi między Negros a Panay, a bezpośrednio promem. Pogoda powinna nieznacznie się poprawić wraz z powrotem na północ Visayasów. Znów pozostaje mi się żywić nadzieją...