Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Azja 2013/2014 (Filipiny, Singapur, Bangladesz, Indie)    Trzy dni z życia Dhaki
Zwiń mapę
2014
25
sty

Trzy dni z życia Dhaki

 
Bangladesz
Bangladesz, Dhaka
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21132 km
 
Siadam i próbuję coś napisać. W sumie nie wiem od czego zacząć. Tyle myśli przenika mój umysł. Mam wrażenie, że ile bym nie napisał, nie oddałbym w pełni tego, co chciałbym powiedzieć. Bangladesz, pierwsze przywitanie z nim, jego stolicą, mnie zaszokowało. Tyle już w trakcie mojej podróżniczej przygody miejsc widziałem, tyle odmiennych od naszej zwesternizowanej kultury, tyle pobudzających umysł, zaskakujących, zadziwiających. Nie spodziewałem się, że są jeszcze miejsca, które tak mogą porażać zmysły, szokując na każdym kroku.
Dhaka to ogromne miasto, w aglomeracji liczy sobie ponad 18 milionów mieszkańców, co plasuje je w 30 największych miast świata. Szacuje się, że do 2030 roku może urosnąć do niebagatelnych 30 milionów mieszkańców. Jej rozmiary sprawiają, że aż nadto wyraźnie eksponowane są jej wielkomiejskie przywary. Korki, zwłaszcza w godzinach popołudniowych są czymś normalnym. Stosunkowo wąskimi, jak na stolicę, ulicami mknie cała rzeka pojazdów, od ciężarówek, przez autobusy, zmotoryzowane riksze, rowery, rowerowe riksze. Te ostatnie, ponoć w liczbie około półmilionowej, czynią Dhakę miastem o najwększej liczbie riksz na świecie. Oczywiście ulice przemierza tez wielomilionowa rzesza przechodniów. Chyba nigdzie indziej w świecie nie napotkałem takich problemów, by przekroczyć z jednej strony drogi na drugą. W Dhace trzeba mieć oczy dookoła głowy. Inaczej ktoś inny zaparkuje w Twoim tyłku. Na ulicach panuje wszechobecny chaos, totalna wolna amerykanka, tak... to chyba dobre słowo. Kazdy sobie rzepkę skrobie. Oczywiście dodać trzeba do tego syf, śmieci i kurz. Po chwili włóczenia się ulicami Dhaki, Twój przełyk wymaga zamontowania filtrów. Powietrze przesiąknięte jest na wskroś spalinami, jego resztę wypełniają inne niezbyt przyjazne zmysłowi powonienia zapachy. Kolejną trudnoscią w przemieszczaniu się ulicami Dhaki jest absolutny brak znaków zrozumialnych człowiekowi świata zachodu. Miast nich dominują bangladeskie wygibasy, litery, zygzaki. Zrozumieć ich nie sposób.
Nie wyobrażam sobie wędrowania ulicami Dhaki w porze największych upałów (marzec-maj), gdy temperatura dochodzi do prawie 40 C. Pewnie mieszanka spalin, smrodu i lejącego się z nieba żaru może być nie do zniesienia dla człowieka zachodu. Pora chłodna, która ma miejsce obecnie, cechuje się przyjaznymi temperaturami rzędu 25-30 C. Plusem z tego faktu wynikającym jest też brak komarów. Pora chłodna, od grudnia do lutego to chyba najlepszy czas na odwiedziny Bangladeszu. Temperatury są znośne, w dodatku na ten czas praktycznie nie występują jakiekolwiek opady.
Co do czystości na ulicach, zostałem pozytywnie zaskoczony. Spodziewałem się bowiem bardziej drastycznych widoków. Przyklasnąć w tym wypadku należy zarządcom kraju, którzy ograniczyli produkcję i dystrybucję plastikowych woreczków i reklamówek. Wyjątkiem jest rzeka Buriganga, która pochłania niesamowitą ilość śmieci, a smród z niej rozchodzących się wyczuwa się już z oddali, nie mając jeszcze rzeki w zasięgu wzroku. Nie dziwota, że moja żegluga lokalną łódeczką po Burigandze nie była dla powonienia zbyt przyjazną. Tymczasem dla znacznej liczby ubogich ludzi rzeka jest synonimem publicznej łaźni, zażywają kąpieli w najlepsze.
W oczy rzuca się też znaczna liczba wojska i policji na miejskich rogatkach. Stolica Bangladeszu, w związku z niepewną sytuacją polityczną, jest miejscem dosyć częstych zamieszek i wystąpień antyrządowych.
Największą wartością, największym skarbem tego kraju, są ludzie. Dodają koloru szarym ulicom Bangladeszu, nie tylko swymi barwnymi szatami. Potwierdza się tylko teza krążąca w turystycznym. środowisku. Do Bangladeszu przyjeżdza się nie dla jego atrakcji turystycznych, jest ich raptem kilka, w dodatku kiepsko wyeksponowanych. Do Bangladeszu przyjeżdża się dla jego ludzi. Serdecznych do bólu, sympatycznych, uśmiechniętych, ciekawych człowieka innego świata, czasem aż do bólu. Robię tu trochę za małpę, za murzyna czasów PRL-u w Polsce. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Wystarczy, że na chwilę przystanę, zaraz zbiera się grupka gapiów, z każdą chwilą rosnąca, przybierająca na rozmiarach, czasem nawet do kilkudziesięciu osób. Kazdy chce zagadać, dotknąć, zaprosić na herbatę, pstryknąć fotkę. Bywa to po czasie męczące, przyznaję, ale nie umiem odmówić ich serdeczności, ciekawości. Są niebywale ubodzy, ponad 30 % z nich żyje poniżej granicy ubóstwa. Często człowieka żal ściska, nie mogąc w jakikolwiek sposób pomóc im, ulżyć w ich niedoli. A mimo to są niebywale serdecznie usposobieni. Oni nie znają słowa bogactwo, nie wiedzą jak to jest opływać w luksusy typu dom, samochód, telewizor, własne łóżko. Może dlatego, z powodu tej nie wiedzy, cieszą się tym co mają. Możliwością egzystencji w tym pięknym świecie, zagadania do człowieka z zupełnie im obcych realiów. Im tyle do szczęścia wystarczy. Niestety łapie się na tym, że nam najczęściej, także i mnie, trzeba zdecydowanie za dużo. To co mamy nie umie nas cieszyć...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 42% świata (84 państwa)
Zasoby: 1116 wpisów1116 1546 komentarzy1546 14981 zdjęć14981 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.09.2024 - 15.09.2024
 
 
27.04.2024 - 04.05.2024
 
 
24.11.2023 - 01.04.2024