Już pierwsza myśl na lotnisku, jeszcze w Singapurze, nie była zbyt budującą. Gdzie Ty durniu się w ogóle pakujesz, pomyślałem. Okazało się, że jestem jedynym białym pasażerem lotu do Dhaki. Resztę pasażerów stanowili mieszkańcy Bangladeszu, powracający zapewne z saksów z któregoś z krajów ościennych, Singapuru ewentualnie Malezji. Mieszkańcy Bangladeszu przypominają w tym względzie naszych rodaków, wyjeżdżając za chlebem do krajów bogatszych. Większość z nich była odziana w szaty typowo muzułmańskie, dżalabije, islamskie czapki. Kobiet było wyjątkowo mało, doliczyłem się raptem czterech. I one pozakrywane były chustami, hidżabami, jednej nawet widać było tylko oczy. Po niedługim czasie dojrzałem jeszcze jednego białasa. O dziwo ubranego na modłę muzułmańską. Okazało się, że jest on wyznawcą Allacha z Australii, bośniackiego pochodzenia, który przyjechał do Dhaki na święto Bishwa Ishjema, ponoć drugi największy (po słynnym z Mekki) w świecie zlot muzułmanów.
Fakt ten rzutował na czas spędzony przeze mnie w kolejce do imigracji, tuż po wylądowaniu. Wyznawców Allacha z różnych krajów było tak wielu, że w kolejce spędziłem ponad godzinę. Wizę dostałem na lotnisku (visa on arrival 51 USD). Urzędnik immigracyjny uznał, że wystarczy mi 25 dni na eksplorację jego kraju i na tyle też przyznał mi wizę. Tutejsza wiza jest zwykłą pieczątką w paszporcie.
Z lotniska do centrum Dhaki dostałem się zmotoryzowaną rikszą, tzw. CNG. Kierowca zamknął mnie na rygiel w okratowanym środku pojazdu i ruszył żwawo przed siebie. Zbyt wiele zaobserwować nie mogłem, wszak było już grubo po 22. Niemniej pierwsze spostrzeżenia, zwłaszcza z drogi, nie były zbyt pozytywnymi. Ruch odbywa się tu przy stałym akompaniamencie klaksonów. Myślałem, że Manili już nic nie przebije. Ruch na drogach Dhaki to istne piekło na drodze. Oczywiście dominuje prawo większego. Nie odskoczysz na czas w bok, obrywasz. O miejsce na drodze biją się wielkie ciężarówy, autobusy, sporadycznie samochody i motocykle, szalejące CNG, a zwłaszcza rowerowe riksze. Późną porą dotarłem do tzw. Old Dhaki, gdzie miałem upatrzony hotel. Nie wszystkie hotele w Dhace mogą przyjmować cudzoziemców. W moim (Samir Basir International Hotel) nie bylo już pokoi typu single, dlatego musiałem przenocować w dwójce. Standard przeciętny, nie ma tragedii, byle pluskiew nie było, ale o tym przekonam się już jutro. Podobnie jak o pierwszych wrażeniach z ulic Dhaki. Od jutra rozpoczynam eksplorację bangladeskiej stolicy.